Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/155

Ta strona została przepisana.

swojej kliki wyniesie się wysoko, depcąc po karkach społeczeństwa. Ale on klapnie, zobaczysz, klapnie własnym ciężarem, bo zanadto gwałtownie rośnie i pychą się nadyma, tak, jak oni wszyscy.
— A cóż Ożarczyk i starosta? — pytał pan Jacek.
— Mówił ci pewno Ezop, że starosta już pękł. Stracił cały swój dorobek wpływowy. Krótko mówiąc, zbankrutował. A Ożarczyk? Boi się nowych wyborów do Sejmu, bo jego mandat zdaje się klapnie, jak twój szef w przyszłości, panie Jacku. Już skoro go Strzemska nie nawróciła, tedy i tyś nie potrafił.
Pan Jacek zdziwił się.
— Skąd pan wie o tem?
— Toż wiadome, że on się w niej kochał, a może i jeszcze kocha. Ale ona miała w sobie ducha, oraz ideę inną, nie dbała o Mgławicza. Więc się wściekł. Ona dawno już wyjechała za morza, a on się wpisał w niewielkie już szeregi mędrków-karjerowiczów, trzymających się intratnej klamki... chederu. Boć to jeszcze nie wyższa szkoła te nasze dostojne wyżyny i niezupełnie Chrystusowe ideały piastujące. Ale ty posiadasz żywotnego ducha, panie Jacku, nie gnuśniejesz, zapał twój podawnemu młody i pełen nadziei.
— Och, zapał a nadzieja to pojęcia nieco odmienne, drogi panie. Zapał mój dzisiejszy już nie ten dawny, młodzieńczy. Ale wątpić w przyszłość nikt z nas niema prawa, pomimo, że dotąd pełzniemy tylko ku przyszłości, cofając się niekiedy w tył.
— Czekaj, bracie, dobrześ napisał w broszurze swojej: Młodzież polska jeśli pójdzie drogą idei Chrystusa, wskrzesi Polskę. Ona dzierży w rękach swoich sztandar przyszłej świetności Polski. Młodzież uczyć i ducha w nią