Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/166

Ta strona została przepisana.

— No co, nie żałuje pani że, zamiast tamtej pornografji, która aż kapie brudem, czytałem jej tę prawdziwą illustrację naszej smutnej doby?
— Tamto jest sztuka, a to...
— A to realność najoczywistsza: konieczna dla uświadomienia tych, co nie patrzą jasno w przyszłość naszą. Bardzo wielu mamy artystów nurzających się w bagnie lub takich, którzy w bańkach mydlanych szukają nastrojów. Nawet nie wiem, czy to już jest sztuką, boć tyle bagna jest teraz w naszem społeczeństwie i tyle baniek mydlanych w ogłaszanych paradoksach, że opisywanie tego to także aktualność. O, niech się starzy babrzą w brudach rozpusty i wyuzdania, oni już ojczyzny nie odbudują. Ale my młodzi powinniśmy odsuwać od siebie wszystko, co brudzi i kala, a dążyć ku ideałom, bo na nas czeka ginąca ojczyzna. Przyszłość Polski w naszym ręku. Czy ty to rozumiesz... jedyna? szepnął głosem miękkim i pochylił się ku zamyślonej towarzyszce.
— To dobre, ale ja po obłokach latać nie potrafię — odrzekła.
— Lepszy nawet podidealizm, niż pełzanie po błocie, najdroższa, — mówił student gorąco. Nam nie wolno pełzać i raczkować, my musimy iść mocno i wytrwale, by osiągnąć z czasem nasz święty cel. Powinniśmy omijać wszelkie spotkane na naszej drodze bagno, a, o ile się da, osuszać je.
— Pan może jeszcze nie widział w życiu tego co ja.
Student roześmiał się serdecznie.
— Ach, dzieciaku mój! Już bądź pewna, że widziałem i doświadczyłem więcej, wszak jestem mężczyzną.
— Tak, ale żeby pan wiedział, co się u nas, wśród różnych sfer dzieje, od góry do dołu! Strach myśleć