Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/167

Ta strona została przepisana.

i wstyd mówić. W naszej kamienicy naprzykład mieszka bardzo bogata hrabina. Wdowa, piękna i już nie młoda. Salony jej wspaniałe, ale tam się schodzą panowie i panie karetami zajeżdżają. Co się tam robi... Ojej!.. Takie brudy!
— To są rzeczy smutne, ogólne rozbestwienie powojenne wpłynęło i na to. Ale pani nie powinna się nad tem zastanawiać — rzekł poważnie.
— Ja o tem słyszę i patrzę od dziecka. A u nas w domu czy lepiej? Ojciec ma kochanki i traci na nie, a matka... matka także nie święta. Wiem ja dużo. A na pensji co się wyrabia? He, ha, żeby pan wiedział! A co moje koleżanki dokazują i uważają to za naturalne. Teraz dziewcząt niewinnych nawet duchem, jak pan chce, trudno znaleźć. Bywam u jednej koleżanki, gdzie jest przyzwoity dom rodzinny, chodzę tam jak do nieba i całowałabym po nogach takich zacnych ojców i uczciwe matki. Mnie od dziecka bagno otacza. Czyż ja mogę wierzyć w ideały?..
Łzy zabłysnęły w oczach dziewczęcia. Student, widocznie wzruszony, rzekł pieściwie:
— Kochanie moje, powinnaś wierzyć i możesz, skoro widzisz brud, to już dowodzi szlachetności twojej duszy. Widzisz i odczuwasz zło, zatem możesz się bronić od jego plugawej śliny. Ja cię strzedz będę, byś mi była pomocą i ozdobą w życiu, bo widzisz, ty może nie doceniasz i nie ogarniasz wielkości tego zadania jakie jest przed nami. To praca narazie Syzyfowa, lecz przyjdzie moment, kiedy stać się musi ogólną. Gdyby młodzież nie miała ideałów szczytnych przed sobą i straciła nadzieje, że odrodzi ojczyznę, tedy zginęła by Polska. Czytajmy to, tu jest szlak wytyczny dla nas. To musiał