W gaju potężnych banyanów, których gałęzie stykały się z ziemią, by nowym pniem wyrastać w górę, do nieskończoności co raz świeżych poczynań — mroczno było i rzeźwo jak w chłodnej krynicy. Oazę podszywało mnóstwo cierni i wielkich kolczastych kaktusów. Ich soczyste czerwone i różowe kwiaty chwiały się, niby latarki ze szkła, tak były sztywne i błyszczące glazurą swych gładkich kolorowych kielichów, pełnych ognia i krwi. Banyany prastare i gąszcze egzotycznych krzewów o szmaragdowych tłustych liściach, oblepionych masą jaskrawych kwiatów, tworzyły przedziwnie piękne tło, do zatopionej w nich, strzelistej, choć ciężkiej Stupy, czyli świątyni indyjskiej. Bardzo stary gmach zbudowany z kamiennych złomów w kształcie ogromnego obeliska o czterech ścianach ostrokątnych, zakończony był u góry okrągłą kopułką, czy wieżyczką w kształcie dziwacznej czapki ze szpicem. Takie same kopułki, jakby kołpaki mongolskie ozdabiały na czterech rogach wysoką podmurówkę świątyni, ułożoną z głazów kamiennych. Szerokie, łukowate wrota z kapitelami pełnemi rzeźb indo-doryckich, rytych z kamienia, wskazywały wejście do wnętrza. W gaju, naprzeciw świątyni, turyści rozłożyli swoje obozowisko, w obramowaniu ostrych, skalnych odcieni, będących widocznie odwiecznym cmentarzyskiem, lub ostrokołem otaczającym Stupę. Tuż obok wytryskiwał ze skalnego złomu wąski strumień i jak płynny kryształ biegł wartko po kamiennym podłożu.
Po za gajem i grupą skalnych zwalisk rozciągała się szeroko przestrzenna dzika dżungla, szeleszcząca przepychem traw, wonna kwieciem, usłana kępami zarośli, pełna skalnych pieczar, wnęk i jarów. Tam w oplocie bujnych ljan, w cieniu olbrzymich drzew tekowych, rodzaj dębu
Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/178
Ta strona została przepisana.