Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/184

Ta strona została przepisana.

siwe bryły skalne, szeleszcząc trąbą szukającą smakowitych ziół. Halina usiadła na kamieniu i jęła gładzić ręką skórę na czole jednego ze zwierząt. Słoń znosił pieszczoty cierpliwie, patrząc małemi ślepiami z pobłażliwą flegmą. Spodziewał się z dłoni Haliny zwykłej porcji bananu i — zawiedziony — prychał gniewnie.
W pewnej chwili dał się słyszeć trzask gwałtowny i dziki okrzyk, poczem z kaktusów wybiegł Jagi, w swej pasiastej, czerwonej z białym spódniczce, z uradowaną miną pokazał Strzemskiej wielką, martwą żmiję, zawieszoną na maczudze. Białka oczu murzyna i lśniące wilcze zęby błyskały pożądliwie.
— Jagi zabił, Jagi trafił w głowę żmiję, Jagi ocalił słonie i lady — przechwalał się murzyn.
Halina oglądała ciekawie grube, pręgowane, śliskie ciało żmii. Z rozmiażdżonej płaskiej głowy kapała wstrętna ciecz krwi, zmieszanej z jadem, ogon mięsisty wisiał bezwładnie.
Poszli do obozowiska. Jagi pokazywał żmiję turystom, chwalił swoje męstwo, demonstrując plastycznie i krzykliwie przebieg polowania.
Jaskrawe miljardy gwiazd migotały na granatowym stropie nieba. Niektóre gwiazdy wydawały blask tak żywy, że zdawały się płonąć ogniem drogich kamieni, sypały iskry na ziemię w gaju banyanów i kaktusów cienie głębin tworzyły wnęki tajemnicze, wśród drzew szły tunele czarne i długie, zapadając w bezdenne pieczary.
Halina z uśmiechem radosnym pokazywała te ciemne korytarze towarzyszce swojej, młodej lady angielskiej.
— Tak, jak u nas w olszynach, w księżycową noc, w Borkowie, na Podlasiu...
— Co to za... Pod... lesse?..