Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/190

Ta strona została przepisana.

ocean i przestwór powietrzny, planetarny — to duchowa część świata, kontynent zaś materjalno praktyczna.
— Więc zmysłowa, — dodał Hindus.
— Tak, i właśnie ta duchowość, ta mistyka mórz jest czarowną ich tajemnicą.
— A druga tajemnica... pani, — spytał Mahawastu Dżhanu
Strzemska nie odpowiadała. Czoło jej ściągnęło się w głęboką brózdę nagłej zadumy.
Zbliżyli się nieco do ogniska. Grupa turystów, złożona przeważnie z Anglików i Francuzów rozmawiała z ożywieniem. Niektórzy rzucali spojrzenia niecierpliwe na murzynów, krzątających się koło wieczerzy. Ognisko, ułożone z suchych cierni i traw, płonęło z trzaskiem, strzelając w górę wysoko złoto-purpurowymi językami ognia. Blask rozpełzał się rubinową łuną po gałęziach drzew i krzewów, różowa emalja leżała na kaktusowych dużych kłączach, gałęzie rozrosłych banyanów, zwisłych, jak baldachimy, tworzyły siatkę zawiłą i misterną na tle ognia i morelowych dymów. Kamienne strzeliste ściany stupy nabrały tonów rudy żelaznej. Piętrzyły się ciężkim obeliskiem, dosięgając wysokością niższych banyanów. Popękany od starości kamień, obrosły był połaciami mchów tak delikatnych, jakby przylgnął do tych ścian zastygły oddech wieków. Wszystko dokoła tchnęło tajemniczością pradziejów, a przytem blaskiem, ciepłem i jakąś przebogatą atmosferą pustyni i swobody. Gmach stupy zewnętrznie nasuwał myśli o archaicznej budowie, zaciekawiał historją — i była w tej świątyni zagadka dziwna i powaga tradycji bramańskiej i majestatyczne jej piętno.
Gorące rumieńce okrasiły twarz Haliny. Piła nozdrzami narkotyczny zapach pustyni, wyczuwając w nim pleśń wieków, przywartą do stupy indyjskiej i jakby ożyw-