piany, jak ptaka białego... Oddasz jej siebie całą... i... i... wyrosną przed tobą dwie mogiły... odległe... mogiły ludzi oddanych tobie... Po ich mogiłach pójdziesz od Suryi swojej... w światłość.
Fakir zamilkł znowu i zaczął się cicho modlić ze spuszczoną nisko głową.
Strzemska siedziała bez ruchu, bez tchu, wpatrzona w Fakira wzrokiem pytającym... Zaległa cisza prawie głucha. Mahawastu Dianu patrzył na Halinę, chcąc wysądować z niej myśl i wrażenie wywołane wróżbą. Odczuł ze jest ogromne, Po długiej minucie Halina spojrzała na Hindusa pytająco:
— Czy już wróżyć więcej nie będzie? — spytała.
Dojrzał jej wzruszenie i pochylił się niżej nad nią.
— Czy pani żąda jeszcze?.. Nie wolno komentować wróżby.
Strzemska zawahała się poczem spytała bramina z drżeniem trwogi.
— Kogo pokryją te... mogiły?...
— Rzekłem... ludzi, których atman przy tobie... jednego pochłonie... tajemnica... zabije ciało... jego atman silny... pozostanie drugi... to biały szczur... pociągany mocą magiczną pytona żarłacza sam szedł w jego paszczę... przejrzy zapóźno... sam zginie.
Cisza... tylko skwierczała oliwa w czarce, dopalał się lniany knot. Aż w tę ciszę bezmierną wpadł nagle jakiś pisk przykry, syk, poczem z pod kapiteli rzeźbionych, z pod filarów i kolumn świątyni rozległy się dziwne skrzeki, świsty, kląskania. Strzemska z przerażeniem spojrzała w górę. Mahawastu Dżhanu ścisnął łagodnie jej drżącą rękę i rzekł uspakajająco:
— To nic, zbudziły się ptaki.
Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/198
Ta strona została przepisana.