Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/214

Ta strona została przepisana.

są to wrzody, toczące organizm społeczeństwa naszego. Mgławicz znajduje się pod wpływem tych wyziewów zakaźnych, otaczają go pokusy i ciągną w błoto hulaszcze. Pomimo tych pokus trzyma się on jednak w pewnej rezerwie. Umie władać sobą przynajmniej pod względem etycznym i pod tym względem jest silniejszy, niż inni. Pływa, ale się nie nurza. Pragnę sercem całem, aby i on nie pogrążył się w tę kąpiel gorącą, zabójczą, która resztę krwi i sił wydziera Polsce. Przyjazd drogiej pani byłby dla niego zbawieniem. Jego warto ratować, on nie jest do rdzenia przejedzonym przez zarazę doby obecnej. Mógłby stać się człowiekiem nowej dobrej przyszłości, gdyby wyrwało się go z dzisiejszej stęchlizny.“
Skończywszy list Sybiraka, Strzemska zamyśliła się głęboko. Niepokój, odczuwany dawniej, wypełznął teraz i nurtował.
— Więc Fakir wróżył trafnie... Dlaczego on nie pisze o sobie. Co się z nim samym dzieje?...
Pytania te dręczyły ją, jak złe a nieokreślone przeczucia. Przerzuciła list raz jeszcze, czytając go urywkami, badała charakter pisma nierówny urywany. Snać drżącą ręką kreślone litery miały w sobie niekiedy jakby krzyk rozpaczy. Strzemska umiała czytać z fizjonomji liter. List pana Jacka był dla niej ciekawym eksperymentem, ale ponieważ rozumiała i kochała tego starca, niepokój jej wzrastał. Zagłębiła się w fotelu i zamknęła oczy. Ujrzała w wyobraźni sylwetkę pana Jacka, ale jakże inną! Wychudłe policzki starca tonęły teraz w zaroście białym jak śnieg, wąsy miał białe i one to dziwnie odbijały od żółtej pergaminowej skóry. Nos nieco orli zaostrzył się, usta miały w sobie tragiczny wyraz, białe przerzedzone włosy okrywały czaszkę żółtą i suchą. W rysach twarzy