Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/215

Ta strona została przepisana.

był smutek i zaciętość energji, woli i jakiejś siły przemożnej, czoło wysokie poryte bruzdami myśli i smutku. Na czole, nad brwiami guzy wybitne, znamionujące bystrość umysłu, pod niemi oczy myślące, siwo-stalowe o szczególnym wyrazie nieugiętej męskiej potęgi charakteru, przepojone tęskną zadumą, jakby ten człowiek widział ponad głowami tłumów odległe horyzonty. Był w tych oczach zmęczonych bezdenny smutek, był ból okropny, ale był żal i cierpienie za ogół, były pytania jakieś trwożne.
— Ten sam, — myślała Strzemska, — tylko zbielał, zżółkł i zgiął się fizycznie, męka jakaś niewypowiedziana tchnęła na jego rysy tyle wyrazu bólu i goryczy, skrzywiła mu usta tragicznie, wlała do oczu ufnych, do oczu miłujących tyle bezdennego smutku, tyle pytań.
Gdzież twoje nadzieje, starcze, gdzie twój optymizm złoty, gdzie wiosna twoich tęsknot i umiłowań, gdzie twoja wiara dziecięca w swego boga-ojczyznę, gdzie twój zapał, twój jasny, pogodny wzrok?..
Czyż on jest teraz takim samym, jak go widzę?.. Skąd ta wizja dziwna tak nagle nadpłynęła, taka plastyczna?..
Halina pogrążyła się w cichej, bezsłownej modlitwie, lecz powoli, powoli słowa jej własnej, nieuczonej modlitwy umilkły, bo oto obok postaci starca jęła wyłaniać się niby z mgły jakiejś mistycznej olbrzymia postać kamienna, z piętnem stuleci na twarzy. Mgła szafirowo-srebrna zaczęła się rozsuwać i ukazała Tajemnicę. Patrzyły na Strzemską głębokie oczodoły wiekowej epoki, ujrzała rysy skupione w satyrze niepojętego uśmiechu, ujrzała usta kamienne, na których jakby zastygły zgrzyty irońji, na których sarkazm zlewał się zgodnie z pobłażliwą filozofją myśliciela i mistyka. Zaduma i szyderstwo, obojętność