Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/220

Ta strona została przepisana.

Haliny zakrywała jej oczy i tylko z pionowej fałdki na czole, z drżących leciutko warg, nabranych krwią, widzieć się dawało, że nie jest zasłuchana jeno w pieśń baśniową skrzypiec, ale, że tworzy sobie teraz sama baśń wyśnioną i że ta baśń uroczna jej duszy, płynie na falach muzyki w krainy jej własnych ubóstwiań, jej własnych, najświętszych umiłowań. Była w niej walka, zmaganie się wszystkich władz żywotnych z jej postanowieniem powrotu do kraju.
List pana Jack a, w związku z wróżbą Fakira, wywarł na Halinie wrażenie silne, zbudził w jej sercu głosy zamilkłe pod wpływem tęsknot potencjonalnych, które władały nią niepodzielnie. Głosy te nie były nowe, słyszała je dawniej, lecz bez odzewu duszy, bez wnikania w ich treść. Przebrzmiały w jej myśli, zostawiając tylko echa po sobie. Teraz przeciwnie, były zbyt natarczywe, by nie dać im się rozrosnąć w przemożny organ nawołujący. Wciągu kilku dni i nocy podniecała w sobie te głosy, obudzone przez Fakira, a ocknięte przez Jacka, aż doszła do ostatecznego zwycięstwa nad potęgą swoich marzeń i tęsknot. Trzeba uczynić ofiarę z najukochańszych pragnień własnych i dążyć tam, do Ojczyzny. Pan Jacek ma rację, tam jej miejsce i tam ona winna trwać. Nie zastanawiała się, jaki jest cel jej powrotu, bała się zastanawiać. Jacek ją wzywał, wskazując ów cel, i ona iść powinna. Chwilami przejmował ją dotkliwy lęk. Więc rzucić tu wszysko, zapomnieć, pożegnać na zawsze. Więc jechać znowu do tej pracy i jej genezy istotnej, zbawczej. Zwłaszcza teraz... A czegóż doznał Jacek, jakież są jego refleksje po zapale i ukochaniach? A wszakże on posiadał w sobie optymizm niesłychany i żadnych innych marzeń, ideałów, prócz Ojczyzny, tęsknoty za nią i wiary, że ją