Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/221

Ta strona została przepisana.

ujrzy promieniejącą. Wszystko to znikło, ugrzęzło w szarzyźnie rzeczywistości.. Więc ona ma pożegnać swój świat cudów realnych i swój wszechświat piękności nieziemskiej, pełen zórz, fantazji i tęsknoty. A jednak w ciągu tak długiego czasu zadaje sobie te trwożne pytania i po długiej, męczącej walce odpowiada już zdecydowanie: Muszę.
Pogrążona w swoich myślach i snach, Strzemska nie widziała czujnego oka towarzyszki angielki, nie przeczuwała, że lady chce przeniknąć dziś ostatecznie tajemnicę zamyślenia dumnej Polki i grającego dla niej, tylko dla niej, hinduskiego filozofa. Halina nie widziała, że od kilku minut stał przy kotarze w drzwiach śniady Nubijczyk i z uszanowaniem patrzył na grającego. Nie śmiał przerywać muzyki swemu panu, lecz w oczach muzułmanina była wyraźna niecierpliwość.
Nareszcie po tonach tak cichych, a śpiewnych, jak chrzęst różowych korali, spadających ze swych krzewów na miękkie wodorosty morskiego dna, — melodja umilkła. Ale jej czar trwał, trzymał ich w zaklęciu. Skorzystał z tego Nubijczyk i szepnął, nie odchodząc od kotary:
— Effendi...
Mahawastu Dżhanu spojrzał bystro i podsunął się do swego sługi.
— Już są. Hydroplan opada na fale w pobliżu statku — rzekł Nubijczyk.
— Łódź wysłana ze statku?..
— Czekam rozkazu.
— Idź do kapitana. Mówiłem z nim. Zwolni biegu. Sternik uprzedzony i majtkowie. Skoro tylko przywiozą, przynieś tu ostrożnie.