Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/250

Ta strona została przepisana.

zostałem sam, z potęgą mojej tęsknoty, z głuchą, pustą bezdnią w całej mojej istocie. Głos twój teraz, jeśli go słyszę, mówi mi i powtarza to jedno tylko: Umberry... To jedno, co mi po Tobie zostało, nawet nie jako bezpośredni głos do mnie, lecz z listu do Jacka. Ukradłem mu to słowo, jako talizman. Ono mnie teraz prowadzi w swoje mroki przepastne, jest symbolem mojej tęsknoty za Tobą, mojej nadziei, że wrócisz, moich marzeń. Tyś wybrała i ukochała słońce, ku niemu dążysz z tęsknotą i nadzieją, — mnie zostawiłaś Umberry i nakaz swój święty. Jeśli zginę w Umberry, jeśli przepadnę, jak kamień w ile rzecznego dna, to będzie symbol Twego zwycięstwa. Może w tym momencie właśnie najświetńiej rozbłyśnie Twoje słońce.
„Rozkaz Twój odszukania Jacka spełnię, zaopiekuję się nim, bo tego żądasz. Chcę, abyś wiedziała, że wola Twoja jest mi nakazem najwyższym i jedynym, któremu się poddaję bez zastrzeżeń, wobec którego nic się z mojej istoty nie buntuje, nie zżyma. Ale Ty tego odczuć nie będziesz mogła, Ty nawet ufasz nie mnie osobiście, lecz przez ufność Jacka dla mnie.
„Obecne oblicze moje, jak piszesz, nie napawa Cię wiarą. Ha! może i słusznie. Lecz, jeślim ja czyn, tedy Ty jego ideałem, który mi znikł, jak marzenie-cud. Nieprawdą jest to, co mówisz, że we mnie tli dawny ideał piękna. Nie! On już zgasł — Tyś go zdmuchnęła. Niema już we mnie piękna, jest tylko mrok — Umberry. Tyś była i jesteś Sfinksem, Sfinksem pozostaniesz. Sfinksem jest doba obecna, ja, cała Polska i jej przyszłość. Ale pod tym enigmatycznym symbolem umieściłbym jako dopełnienie... Umberry. Nie pomijam w tym wypadku