Wstrząsnął się z zimna, czy też z przykrego uczucia, wstał i poszedł w głąb olszyn. Nagle stanął. Rzeczka skręcała półkolem a na brzegu rosła duża, stara olcha wśród gąszczu wiklin i odwiecznych spróchniałych pni po ściętych niegdyś drzewach. Pan Jacek wpatrzył się w zakręt rzeczki.
— Tu była — myślał — kładka... tam dzikie maliny, porzeczki, siwa wierzbina... trawy do pasa... niezapominajki...
— Boże mój, Boże... — westchnął i znowu szedł dalej.
Tu, pod tą starą olchą stała ona... Lubiła siadać tam, na pniu i patrzeć w wodę... Tędy, przez gąszcze, biegła w białej sukni lekka, jak sarna... Tam rwała niezapominajki...
Przed oczyma pana Jacka przesunęły się obrazy jasne, wizje słoneczne minionego niegdyś lata. Wydało mu się, że przywiała z dalekich dróg przeszłości jedyna w życiu jego chwila, że jest znowu — jak wówczas — pod urokiem kwiatów i miodowych zapachów ziół. Są oboje razem, przy sobie, a postacie ich oplatają szorstkie liście chmielowych pnączy... Rzeczka-powiernica chłodzi łagodnym oddechem ich pałające skronie... Te ranki urocze, gdy olszyny złociły się w słońcu, te zachody krwawe, które rzucały purpurę na białe kiście przytulji... A niezapominajki wczesnym rankiem i o zachodzie barwiły się zawsze różowo...
Lata, lata minione, bezpowrotnie — czy wrócą?.. Przeszła po nich niedola, zesłania, wędrówka po dalekich obczyznach, przepłynęły nad niemi oceany, spiętrzyły się góry, śniegi, lodowce — cała męka trzydziestu kilku lat — cały Sybir...
A tu — któż wie, odgadnie, odczuje? Olszyny stoją, jak dawniej, ze starych pni wyrastają nowe pędy i krzepną, i dojrzewają, i rzeczka, dobra Krzna, przesuwa swe łagodne
Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/42
Ta strona została przepisana.