Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/51

Ta strona została przepisana.

się po miastach, po dworach.. Uczyłem dzieci — to zaraz aresztowania... doradzałem ludziom, znając prawo, — to prześladowali mnie, że niech Bóg broni. Raz mi się coś lepszego trafiło: wybrali mnie na ławnika, potem oddano wiele głosów za tem, żebym był sędzią. Gdzie tam! Sami Polacy przeszkodzili... I tak oto człowiek dużo się napatrzył i nasłuchał. Teraz jeszcze więcej się słyszy i widzi. Cud nad Polską jawny się spełnił — zaiste na ostatnią próbę. Godna czyś niegodna wolności. Zresztą i czas próby ostatniej Bóg mierzy ludzką głupotą i lenistwem...
Pan Jacek podniósł powieki i utkwił wzrok badawczy w oczach kolegi.
A Polska?.. zapytał cicho.
— Polska — odrzekł Ezop — to jeszcze nie objawienie wolności...
Panu Jackowi zdawało się, że słowa wymówił ktoś inny jeszcze tam, w piaskach pustyni. I nagle zamajaczyła przed nim kamienna twarz potwora szydząca, roześmiana straszliwie... Strzemska wówczas milczała, ale jej milczenie było tak samo wymowne, jak ten dziwny głos kolegi z lat młodych...
Zapanowała głucha cisza. Jakiś duch niepokoju wtargnął do świetlicy i przyćmił jej pogodę.
Pan Jacek siedział zgarbiony, pochłonięty wspomnieniem Strzemskiej i sfinksowej ironji.
W pewnej chwili Jerzejski doknął jego ramienia i rzekł:
— Słuchaj, Jacuś, ocknij się, gdzieżeś się tak zapatrzył?.. Tyś nie z uniwersytetu na święta przyjechał — z Syberji wracasz. Miejże rozum, ciągle śnić nie można. Zbudzić się już trzeba, za stary tyś już na sny. Starzy