— No, no, no, — dziwił się Ezop i kręcił głową. Jakież to bywają zdarzenia... Tak, to ona. Kochała Podlasie, wiem o tem. Ileż ona choćby i w tych olszynach zostawiła tęsknot i myśli. Nie było tam grudki ziemi, trawki źdźbła, nietkniętego jej wzrokiem miłującym.
Nagle Jerzejski przerwał i pochylił się ku panu Jackowi.
— A dlaczego — zapytał szmerem ust — ona pojechała za morza, co?.. Nie wiesz, Jacuś?..
Pan Jacek wzruszył ramionami.
— Nie wiem, bo skądże! Wiem tylko, że ja stamtąd uciekałem gnany do kraju tęsknotą, pani Strzemska zaś dążyła w stronę przeciwną także pędzona tęsknotą...
Przymknął oczy, jakgdyby raził go przenikliwy wzrok Ezopa. Ten jednak długo wpatrywał się w zoraną twarz towarzysza i milczał.
Wreszcie wstał, położył mu dłoń na ramieniu i zapytał ledwie dosłyszalnym szeptem.
— Jacuś... a ty... pamiętasz jeszcze... olszyny?.
Dreszcz przebiegł po ciele zesłańca. Nie odrzekł nic skinął jeno głową.
— Bóg was tylko widział... słońce, ptaki i drzewa... kwiaty wam pachniały i Krzna szumiała słodko... Ludzie nie zbrudzili to i w pamięci wiecznej zostanie...
— A ona... Co z nią?.. spytał pan Jacek drżącym głosem końcami warg.
— Iwińska... umarła... dawno już... Opowiadałem Strzemskiej kiedyś twoją historję... Ona cię rozumiała... A wiesz, Jacuś, czy zauważyłeś to, jak Strzemska do tamtej podobna?
Pan Jacek siedział kamienny, bez ruchu.
Zapadło długie milczenie.