Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/69

Ta strona została przepisana.

— Cóż w takim razie dzieje się w centrum państwa, w stolicy, jeśli tu tak? pytał w duchu pan Jacek, usuwając się dyskretnie od ogólnej dyskusji i obserwując pilnie. — Czy ten chaos, to zwichrzenie i plątanina różnych poglądów, koterji, interesów wyłoni z siebie nowe słońce i nową uzdrowczą atmosferę? Czy w takim wirze myśli ludzkich, czy w takim odmęcie osobistych ambicji zabrzmi potężny głos Stwórcy: „Wstań, Polsko?...“
Rozmyślał nad tem długo i obliczał swoje siły, czy starczy mu ich do oparcia się fali zupełnej rezygnacji.