Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/71

Ta strona została przepisana.

rzewnieniem i szeptał bezwiednie niemal, jak do kogoś bardzo kochanego, kto zrozumie i odczuje:
— Tyś piękniejsza i milsza, tyś droga i swoja... Ty rusałko podlaska. Czyż ja porzuciłbym ciebie dla tych tam cudzych mórz, oceanów — dla cudzego świata, jak ona to zrobiła?..
Pochylił się, zerwał garść kaczeńców i rzucił je na rozpędzoną falę.
— To nie indyjskie dżongdże w morze — to nasze drogie kwiatuszki dla ciebie Krzno.
Popatrzał chwilę, jak na żelaznej szybie wody złote gwiazdki zadrgały, zakręciły się w kółko i, posłuszne pędowi prądu, popłynęły w dal, niknąć na zawrocie.
Pan Jacek wziął z kolan rozłożony list Haliny Strzemskiej, podniósł go do oczu.
— Nie oderwę się chyba od niego — pomyślał i zaczął czytać.
„Tak, panie drogi, myślą jestem bardzo często przy nim i widzę go w otoczeniu marzeń zrealizowanych. Czy istotnie marzenia pańskie spełniły się, czy też to zaledwo klisza negatywna, na której dopiero powstać mają urzeczywistnione sny?.. Jakże proszę Boga, by te cudowne iluzje pańskie trzymały pana zazdrośnie w swych tęczowych oplotach... Pokochałam pański romantyzm i duszę tak pełną kryształu i złota, że blask jej promieniuje. Gdy list mój pan nareszcie otrzyma, tam, u nas, zakwitną już gaje, pękną pąki olch, miodem i czarem nasycone, a na ziemi kwietnik sułtański Seraju, rozściele się w całym przepychu naszych gorących kaczeńców podlaskich. Borek będzie już biały od zawilców, brzozy się rozszlochają zielonym płaczem roztęsknionych gałęzi i takie