Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/72

Ta strona została przepisana.

będzie upojne powietrze od zapachów ziemi, że... Ech, Boże... Nie mówmy o tem...
„Świat posiada za wiele cudów i czarów, aby wybór był łatwy.
„Niech pan list mój czyta w olszynach. Proszę. Jeśli go pan nawet rzuci w pasji do Krzny — popłynie, napewno gdzieś go przytulą liście nenufarów, czy może niezapominajki na brzegu, bo je kochałam... A gdzie ja będę wtedy?..
„Dziś jestem na wodach oceanu Indyjskiego i wyobrażam sobie, że u was tam śnieg, roztopy, błoto. Brrr... Pan zna Indyjski? Prawda, jakie on ma w załamach fal tafle szmaragdu? A raz przy zachodzie słońca widziałam istną otchłań purpury, jakiś szał fal, orgję ognistych pożądań. Tam się paliło pragnienie morza, buchała z tej purpury namiętność, pochłaniająca i spalająca. To był miłosny krzyk morza. Ciągnęła mnie ku sobie ta przepaść ognista i — wie, pan, co zrobiłam? Oto cisnęłam w nią pęk białych dżongdży, które lubię mieć przy sobie. Są to kwiaty indyjskie w rodzaju storczyków i lilji, białe, smukłe, wytworne, lekko szarawe wewnątrz kielicha, z którego rdzenia wytryskają, jak cienki strumień krwi, prątki, zakończone ognistem serduszkiem, drżące nieustannie. Dżongdże są jak westalki niepokalane, których serce zapaliła miłość — szał, miłość — pragnienie, miłość... Och, może nawet miłość — grzech. Te białe niepokalane dżongdże-westalki rzuciłam w purpurę otchłani oceanu. Niech się nasycą, niech się skażą, niech spalą... Och, panie! A one płynęły na tej purpurze, w tym ogniu gorejącym, takie czyste, białe, jak alabastrowe skrzydełka tonącego ptaka, takie niepokalane choć... spragnione. Szkarłat się ich nie imał, nie splamiła ich czerwień grze-