chu. A gdy słońce utonęło w oceanie, dżongdże drżały na metalow-bladej fali zmęczone może walką, takie słabe i bielsze, niż zwykle. Gasły nad nimi krwawe pożary, nie splamiwszy ich alabastrowych skrzydeł.
„Czasem powierzam dżongdżom moje tęsknoty i słodkie tajemnice i rzucam je po fali. Słyszę wówczas szept kwiatów i westchnienie fal i pomruk ich, niosący mi ukojenie. Taka cicha rozmowa, poufna, daje duszy moc ożywczą i poi serce zachwytem.
„Kiedyś powierzałam Krznie moje złote sny, ale ona zbyt płocha, lekka i... za ciasne ma brzegi na moją wyobraźnie, na moje uczucia, tęsknoty, pragnienia... Rozumiały mnie więcej korony olch, ale poruszał je wicher również niezbyt przestrzenny — od Zaolchniowa do Borkowa, no, jeszcze trochę do Jerzejk, do Ludowskiego lasu i napowrót...
Więc Ezop Jerzejski wspomina mnie mile?
Pamiętam i ja tą sympatyczną postać o linjach czystych, wolnych od naleciałości przybieranego stylu. Wy obaj koledzy pasujecie do siebie: renaissance szlachetny a otoczenie-barocco. Tak Was sobie wyobrażam. Tylko Ezop na krysztale swojej duszy ma skazy, poczynione przez chamstwo stosuków, w jakich się musi obracać. Pan zaś w lodach Sybiru, nawet w jurtach chińczyka Ku-Jamy (czy może przekręcam to czcigodne miano) zdołał oczyścić swój duchowy kryształ z kurzu Cytadeli, wiezień, etapów sołdackich. Jednak Jerzejski o tyle jest w lepszem położeniu, że przebył już wszystko, co miało go dotknąć i przecierpiał przykrości, pan zaś idzie na ich spotkanie. Pamięta pan szakale pod Sfinksem? Szakale w życiu, szakale otoczenia są straszniejsze i do tych teraz będzie się pan przyzwyczajał,..“
Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/73
Ta strona została przepisana.