Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/76

Ta strona została przepisana.

złomy skalne — to z czasem jego łup. A czy pan był kiedy na statku podczas tajfunu, gdy odmęt bałwanów zdaje się łączyć z niebem i wszystko jest dokoła wodą, pianą, wszystko szałem rozpasania, zatratą? Człowiek wówczas zapomina, że ginie, bo cała jego natura zlewa się z ogólnem szaleństwem żywiołów i szaleje z podniety nerwów, szaleje nieludzko, upija się ich grozą, przeraża straszliwie, ale nie tyle świadomością nieuniknionej katastrofy, ile potworną, godną podziwu boską zjawą odmętów?..
„Po co jednak zaprzątam panu myśli swoją idjosynkrazją? Pan tęsknił do naszych słodkich łąk i rzek, gdzie szaleństwa natury nie znane są pod żadnym względem a gdzie spotka się je tylko śród ludzi. Ale wówczas doznaje się innych wrażeń i uczuć. Wtedy występuje głównie instynkt samoobrony i lęk bez podziwu, bez zarażenia się szałem. Jeśli pana kiedy taki odmęt ludzki otoczy i zasłoni mu niebo bluzgami swych pienistych bałwanów, że się otworzą przed panem przepaści, — proszę nie pominąć mnie i skierować do mnie to, co będzie pan miał wówczas w duszy swojej... Przyjaźń mam dla pana niezatartą i głęboką“.
Pan Jacek dobiegł oczyma do końca listu i opuścił ręce na kolana.
— Przeczuwa, wróży, rozumie — szeptał zamyślony. Ale co jest w niej najistotniejszego, co głównie tworzy i porywa ducha?..
Długo siedział zamyślony, wreszcie złożył list starannie, schował go do portfelu. Powstał z pnia ociężale. Szedł, depcąc złote kaczeńce, i szeptał do siebie:
— Ona mnie widzi przy Sfinksie... a ja widzę w niej niedościgłą dla mnie zagadkę... Sfinksa...