W Warszawie pan Jacek nie mógł się zdecydować, aby z listem Strzemskiej przedstawić się jej znajomemu, któremu go poleciła. Tytuł ekscelencji, jakim był ozdobiony obecnie Aleksy Mgławicz, zdumiał niezmiernie pana Jacka. Z dnia na dzień odkładał audjencję. Zmęczony śmiertelnie podróżą i szeregiem perypetji, towarzyszących jej, najpierw z bezprzykładną cierpliwością szukał mieszkania w hotelach. Odwracano się od niego z arogancją, nie odpowiadając zupełnie na pytania, lub w sposób ordynarny. Kilka nocy przewałęsał się po dworcach kolejowych i po kawiarniach bez swego kąta. Nareszcie trafił na kompetentnego towarzysza i ten go objaśnił jak trzeba się wdzierać w łaski portjerów hotelowych, aby dostać pokój. Ale pana Jacka oburzyło to. Postanowił zdemaskować i ukarać łapownictwo portjerów. Zbadał istotnie, że w hotelach, gdzie mu odmawiano, były wolne pokoje, ale bezpośrednio po stwierdzeniu tego faktu zaaresztoweno go, jako włóczęgę. Ocaliły go dokumenty, które miał w porządku, głównie zaś list polecający Strzemskiej. Nazwisko Mgławicza, umieszczone na kopercie, podziałało w magiczny sposób i uwolniło go z przykrej sytuacji. Pan Jacek, sfukany
Strona:Helena Mniszek - Sfinks.djvu/97
Ta strona została przepisana.
VII.