Strona:Helena Mniszek - Verte T.1.djvu/116

Ta strona została przepisana.

porwie dla siebie ze swych marzeń i tęsknot bujnych, że ziszczą się jej ideały i pragnienia najśmielsze. W takich momentach pisała swe myśli wierszem lub prozą, układała sama pieśni, dorabiając do nich muzykę. Widząc ją taką pełną zapału i ognia wewnętrznego, Tomek promieniał, ubóstwiał ją i otaczał wszystkiem, na co mógł się zdobyć. Uprzedzał jej życzenia, poprostu, różami słał przed nią drogę. Wszystkie fantazje i kaprysy Elży uwzględnić byłby gotów. Czekał z utęsknieniem ślubu, by tę ukochaną kobietę mieć nareszcie dla siebie wyłącznie. Drżał z rozkoszy na myśl, że to już tak blisko, gdyż ślub naznaczono na czerwiec. Tymczasem Elża dowiedziała się od pani Jasiowej Łomskiej, że Karolcia Słupska wyjechała do Kijowa, do ciotki, która jest krawcową, bo ojciec chce ją wydać za mąż za bogatego dzierżawcę, ale dziewczyna rozpacza strasznie i już się chciała nawet topić z desperacji. Elża współczuła jej serdecznie, żal jej było biednej Karolci, przejęła się bardzo tą wieścią. Ale stary „sybirak”, słysząc opowiadanie pani Jasiowej, zatarł ręce i rzekł z tajemniczą miną jak zawsze, gdy coś wyławiał z pamięci:
— Takie topienie się panieńskie, to nie bardzo niebezpieczne, czasem lepiej nie ratować, niż ratować.
— Ot, kiedy prawy chrześcijanin z pana, — zaśpiewała Jasiowa — obraza boska tak mówić.
— A toż posłuchaj pani, a potem strofuj. Ja znałem niedawno temu, jedną pannę, co też z miłości miała się topić, ale jak biegła do sadzawki, to się tylko nieznacznie oglądała, czy kto ją widzi, żeby niby był do ratowania, i wtedy panna buch! do wody, a tu za nią chlup! i wyciągną. Ale jak nie widziała nikogo pod ręką, to... rwała sobie kwiatki, bo pocóż się darmo moczyć, a może jeszcze i przeziębić.
— No, ale nie zawsze tak bywa, nie zawsze — pokiwał smętnie głową.
— Otóż to, że nie zawsze, — podchwyciła pani Jasiowa, wzdychając.
— A już napewno na podobną hipokryzję nie pozwoliłaby sobie szczera i prosta Karolcia, — myślała Gorska ze smutną zadumą.
Sercem jej targał niepokój, czy nie złamała duszy tej młodziutkiej dziewczyny swojem zjawieniem się przy Tomku. Elża po chwilowej nienawiści do Karolci z powodu spotkania się z nią w „Pysznym Borze” przed powrotem Tomka, żywiła później dla leśniczanki dużo sympatji i litości. Od czasu zaręczyn z Tomkiem sympatja ta wzrosła, czuła się przytem jakby winną wobec tamtej dziewczyny. Z uczuć tych zwierzyła się raz panu Cezaremu. Tyle było w niej szczerego żalu, że stary uważnie patrzył na nią, zdumienie było w jego siwych oczach i jakby wyrzut.
— A powiedz mi, Elżuniu, serce, czy ty kochasz Tomka? — spytał, badając wyraz jej wymownej twarzy.
— Kocham.