— Kocham Tomka! Tomek to mój cel!
— Ku, ku, ku, ku, ku, ku! — zaniosła się śmiechem kukułka na pobliskiej sośnie.
Elża zadrżała, przestraszył ją krzyk ptaka, intonacja jego głosu rozdrażniła ją.
— Ach, głupstwo, wieczne zabobony! Koniec czerwca, więc kukułki się śmieją. Straszne są te moje nerwy.
Jednakże, pomimo rozwagi, wrzask kukułki denerwował Elżę niebywale. Zaczęła się przechadzać, czytając ustępy z „Fatum“. Zatrzymała się na wrażeniach z „Jasnego brzegu”, czytała je namiętnie, rozważając styl i treść. Oburzała się na siebie, gdy spostrzegła, że dane wrażenie lub odczucie nie było wyczerpane, że za mało podkreślony ten lub ów moment.
— Partaczka jestem! No, otrzymam ja zimny prysznic krytyki. Ta mi da łupnia!
Gorączkowo szukała stronnic, gdzie były opisy Wołynia, lasy, polowania... kwiaty... gdzie bohaterem jest zapalny Orlewicz, typ wyśniony, wymarzony...
Jakiś zgrzyt w duszy, coś fałszywie dźwięknęło... Coś naigrawało się: — „Wymarzony??... Wyśniony??...“
— Ku, ku, ku, ku, ku, ku! — zaśmiewała się kukułka.
— Milcz ty! Okrutna! — krzyknęła Elża gniewnie, grożąc pięścią w stronę ptaka.
Załopotało w gałęziach wysoko, szary kłąb przefrunął dalej. Gorska parsknęła śmiechem.
— Ach, jakaż jestem głupia!...
Niechętnie przeglądała książkę, nudziły ją sielanki wołyńskie. Zajrzała do drugiej części dłuższej noweli tytułowej: „Fatum“.
— Oo!... w tem jest coś, co mnie fascynuje. Ach, ten Warski... Czemuż nie jestem Krystyną, czemu?...
Przerzucała nerwowo kartki, wpadło jej w oczy kilka zdań. „Czuję, że to moja konieczność, jest w nim jakaś siła, zniewalająca mnie. To mi imponuje, to mię bierze, to rzuca mię w jego ramiona“.
— Ha!... ha, to Warski tak działa na Krynię. Ale ona go nie kocha. Gdzież tam, Krynia kocha Orlewicza. Ha... ha! o Warskim zupełnie zapomniała.
— A na końcu?... O właśnie, tu Krynia mówi o Warskim jako już o swoim tyranie.
„A jednak kiedyś?... ile siły, mocy, prawie hypnotycznej, ile uroku wywierał“.
— Czy takie westchnienie może wydobyć się z piersi kobiety krańcowo nienawidzącej, która bezwzględnie o tyranie swym zapomniała?... Ach, Krysto, w piętkę gonisz. Nie, to ty Burbianko w piętkę gonisz, to twój utwór. Chyba chciałaś dociągać Warskiego do konsekwencji tytułu: „Fatum”?... po co, po co ja się mszczę i na kim? na Arturze?... za co?...
Elża zamyśliła się smutno. Przypomniała sobie, że gdy Uniewicz czytał głośno „Fatum“, Tomek promieniał. Wszyscy odgadli
Strona:Helena Mniszek - Verte T.1.djvu/135
Ta strona została przepisana.