— Wybacz mi, wybacz...
— Może ja cię drażnię sobą, dziecko, mów; łażę za tobą jak pies, może ci tem dokuczam?... Ale ja ciebie tak bezmiernie kocham, że staję się egoistą i o sobie tylko myślę.
Przyciągnęła go, że ukląkł znowu przy niej, tuliła się do niego jak dziecko skarcone, szukające opieki, uczucia. Nie wyznała mu nic, on o nic nie pytał, przygarniał ją z rozkoszą, szczęśliwy, że pozwala na to, że się uspokaja. Nie przeczuwał, ile się złożyło na ten jej wybuch i nie potrafił tego odczuć subtelnie. Bo oto nagle, wiedziony szczerością, silnym prądem uczucia pchany, przycisnął jej głowę do piersi i gorącem ust szeptał jej tajemniczo:
— Może ja się domyślam, Elżuchna, dlaczego tak się rozdrażniasz, co cię męczy?...
Elża zatrzymała oddech pod wrażeniem tych słów, czekała jego domysłów, jak wyroku. A Tomasz szeptał coraz płomienniej:
— Może to samo jest i moją męką, to samo i mnie do szaleństwa doprowadza?...
Elża drętwiała w sobie.
— Najmilsza, bo przecież... ty wiesz,.. jesteśmy narzeczonemi zgórą dwa miesiące ciągle z sobą... razem,... ty, kochanie, ślub odkładasz... a... wszakże... krew mamy nie wodę... krew naszą stepową... gorącą... pragniemy się... ciągle... razem... ty rozumiesz... męczymy się oboje...
Elży się zdawało, że zimny spadł na nią grad. Poczuła chłód, jakby huragan nią szarpnął, zerwała się w niej burza gniewu. Doznała szczególnie przykrego uczucia przynależności do kogoś, kto się o swe prawa dopomina. Nieodczuwany od czasu pożycia z Gorskim dreszcz wstrętu, porwał ją z miejsca i wydarł z ramion Tomka. Zawołała wzburzona:
— Wyjadę do Taraszczy, nie będziesz się męczył, powinnam to była dawno uczynić.
Z płomieniem na twarzy, oburzona, zaczęła uciekać od niego szybkim krokiem. Stał chwilę osłupiały, blady z przerażenia i pobiegł za nią. Chwycił jej rękę, patrzył na jej zsunięte groźnie brwi.
— Elżo... obraziłem ciebie?... Nie jesteś dziewczynką niedorosłą... Mogę mówić otwarcie, wszak masz zostać moją żoną. Czy przez jakąś fałszywą skromność mamy taić przed sobą istotę rzeczy?...
— Nie, poglądy moje na tę kwestję znasz. Ale to, co widocznie dla ciebie jest istotną przyczyną twojej męki, dla mnie nią nie jest i... w tem się różnimy.
Tomasz mienił się na twarzy.
— Czyli, że moje pożądanie ciebie, nie znajduje oddźwięku — rzekł ciszej, — nie kochasz mnie.
— Jeśli pojęcie miłości budujesz tylko na zmysłach, tedy dojść możesz do... bardzo smutnych doświadczeń. Przykładem... Karolcia.
Burba wzburzył się.
— Elżo! — do takich porównań nie masz prawa. Moja miłość
Strona:Helena Mniszek - Verte T.1.djvu/152
Ta strona została przepisana.