kobiety. Och, no, i nigdy w życiu nie napisałem tak długiego listu. Przed wyruszeniem do floty czynnej napiszę jeszcze, o ile będzie możliwe, zawiadomię Cię, najdroższa, do której eskadry będę wezwany. Chcę, by myśl Twoja popłynęła jej śladem, przyciągnięta moją myślą o Tobie. Będziesz mi stale towarzyszyła na pancerniku wraz z „Fatum“ moją ewangelją. Ty, promieniu mój świetlisty, Ty, moje przeczucie i uosobienie najsubtelniejszej rozkoszy. Płomienna moja, najsłodsza kobieto! Duszę Twoją zdobyłem dla siebie i jest moją, pomimo oddalenia, pomimo, żeś mi na listy nie odpowiadała, poczem i ja zamilkłem i... pomimo, że zamilkłem, moją być nie przestałaś. Moją jesteś w marzeniach i snach, tak Twoich jak i moich. Ty wiesz, że Cię kocham, i pragnę. Ciebie tak potężnie, jak tylko mężczyzna o sile duchowej z wulkanem we krwi kochać i pragnąć może najpożądańszej kobiety. Ty jesteś nią dla mnie. Nie powiem, jak romantyk: raz mieć Cię w ramionach, raz ust Twych skosztować i umrzeć! Nie, właśnie wtedy żyć, chłonąć do nieskończoności żar Twych ust, by Cię mieć dla siebie bezgranicznie moją, oddaną mi niewolniczo, którą ja, wedle słów Balzaca potrafiłbym posadzić na tronie, którą obsypałbym różami i jak różę wonną i płonącą tuliłbym w dłoniach na swych ustach. Spaliłabyś się w ich ogniu.
- Czas ubiegły nie zrobił we mnie wyłomu, trwam duchem przy Tobie, i Ty trwasz przy mnie. Nie walczę, by o Tobie zapominać dlatego, żeś odemnie wówczas... uciekła, ani dlatego, żeś obecnie zaręczona. Och... najlepszą filozofją życiową nie jest hamletowskie „to be, or not, to be“. Przeciwnie być i trwać tam, dokąd natura i duch dąży samoistnie. Nie wyłamywać się z pod ich nakazów, bo taka walka to złuda. Jeśli się coś daje zwalczyć, nie jest to rzeczywistą siłą. Potęga w każdem pojęciu potęgą zostać musi. To prawo natury. Gdybyś nawet była mężatką, jeszcze bym bez wahania o Ciebie walczył. Są duchowe jednostki, którym do walki tego rodzaju idzie na pomoc cały legjon Cerberów, począwszy od obostrzeń religijnych. Cerber najgroźniejszy, skończywszy na atawistycznym mikrobie tradycji, zarażającym nawet samodzielne charaktery. I wówczas niema ratunku. C’est plus fort, que la nature! Tak mówi zarażony osobnik. Ja nie podlegam takim epidemjom. Nazywała mię Pani cynikiem. Mój cynizm?... Per Bacco! Nie na wiele mi się przydał „cynik, demon, potęga siły” — wszystkie superlatywy, dawane mi przez Panią, sprawiają teraz zgrzyt przykry, usuwając się z konieczności w cień. Moja indywidualność i moja wola zanika, masakrowana faktem, że jestem skuty wojną na czas od niej zależny. To jest mój obecny absolut, na nim kończą, się refleksje, debaty... och!... nawet marzenia, utopijne narazie, lecz żywotne w halucynacjach... a urzeczywistnione in spe. O tem myśl, bo to konieczność, przyszłość musi być naszą. Gdy wojna się skończy, ja Cię zabiorę. Muszę Cię mieć, muszę!