— Ach! czego o tobie nie mówią, a zwłaszcza baby.
— Zaciekawiasz mię...
Młodzieniec z rozmachem usiadł na zielonej kanapie, zapraszając Elżę, by siadła przy nim. Popatrzyła na niego przez zmrużone powieki.
— Ryzykujesz Zdzisiu, bo a nuż wkroczy tu zaraz mój partner do ręndez-vous. Co wtedy?...
— Tylko na mnie mrugnij, a już ja wam przeszkadzać nie będę, ja go i tak obejrzę. Potrafię widzieć, nie patrząc.
— I wiedzieć, nie widząc — szepnęła Elża z krótkim śmiechem, padając na kanapę.
Porozmawiali trochę o obrazach. Poczem młody człowiek nagłe zwrócił się do towarzyszki:
— Kiedyż nareszcie wasz ślub z Tomkiem?...
— Wtedy, gdy przestaniecie już o to pytać.
— Aha. Czyli, że wyrażając się krócej jest tak, — i zrobił palcem w powietrzu wielki znak zapytania.
Gorska zaśmiała się.
— A wiesz, o tobie mówią baby, że ty się kochasz w kimś zupełnie innym, nie w Tomku. Że za Tomka wychodzisz tylko... dlatego, że... zapragnęłaś męża.
— Doskonale!
— To jeszcze nie wszystko, bo inne dowodzą, że nawet masz z owym kimś romans to jest z... z...
— No miejże odwagę dokończyć. Pewno z nauczycielem ludowym, jak panna Opolska, Tetmajera, z Główniakiem.
— Nie, ale z żonatym człowiekiem.
Elża parsknęła śmiechem.
— Wybornie! Już go pewno rozwiodłam i tak dalej, aż do skutku.
Zaśmiali się oboje.
— Mówią również, że wydajesz mnóstwo pieniędzy na gałganki, że się nazbyt stroisz.
— Tak, tak, to już słyszałam.
— No, więc widzisz.
— Owszem widzę, że mam przyjaciół.
Zdzisław skrzywił się.
— Eh, któż tam na to uważa. Mówią o tobie, jak o każdej niebrzydkiej i młodej kobiecie. Zresztą, jak powiedział któryś, z pisarzy współczesnych, kobieta się wtedy dopiero powinna martwić, gdy o niej już przestaną mówić, bo o ile jest do ludzi podobna, ma temperament i jakikolwiek wdzięk, mówią o niej zawsze.
Wyłączone są z tego albo brzydkie, jak siedm grzechów śmiertelnych, albo glisty, albo limfatyęzkl, którym wystarczy ciasna skorupa bytu, bogobojny chleb powszedni oraz cerowanie skarpetek męża i nigdy niezamykane do skrzyni pieluszki, wiecznie niezbędne.
Chociaż i takim zdarzają się casusy, ale mniej o nich mówią, bo mniej lazą w oczy światu.
472
Strona:Helena Mniszek - Verte T.1.djvu/174
Ta strona została przepisana.