Strona:Helena Mniszek - Verte T.1.djvu/22

Ta strona została przepisana.

w progu, a na ganek wytoczył się ogromny kudłaty niedźwiedź. Górska, wstępując na schody, cofnęła się odruchowo, lecz Burba podał jej rękę.
— Proszę się nie bać, to nasz stary Kajtuś, wierny przyjaciel.
Niedźwiedź podszedł do przybyłej, wspiął się na tylnych łapach i, wpatrując się małemi bystremi oczkami w jej zakapturzoną twarz, liznął ją językiem po policzkach.
— Kajtuś, dość karesów!
I Burba odsunął niedźwiedzia, mruczącego przychylnie.
— Jest już pani w Warowni legalizowana. Kajtuś — to wyrok! — zaśmiał się Uniewicz.
Wtem niedźwiedź warknął złowrogo i rzucił się z boku na Górską. Krzyknęła przerażona. Ale Burba go poskromił.
— To nic, poczuł pazury wilka.
Weszli do obszernej sieni, poprzedzani przez kozaczka w liberyjnym kożuchu.




II.

W wielkiej sali stołowej, z ciemnego dębu, pełnej odwiecznych portretów, jasno było od sutych lamp i palącego się ognia na olbrzymim kominie, który przypominał komin Żnicza. Całe kłody smolne buzowały się w nim rzęsistym płomieniem. Trzask i szum spalanych stosów drzewa raźnie i wesoło rozlegał się po sali. Przy kominie siedział pan Cezary Burba, zanurzony w głębokim fotelu, i palił fajkę na długim cybuchu. Włosy i bujne wąsy miał siwe zupełnie; oczy wyraziste, dawniej błękitne, dziś już jakby spłowiałe, patrzyły z zaciekawieniem na syna. Młody Burba, stojąc przed ojcem, opowiadał przeprawę z wilkami. Jego męska, wysoka, dorodna postać gięła się zręcznie w stronę starego. Obok Burby stał niski człowieczek zgarbiony, łysy, w okularach i, zacierając wciąż ręce jakby zmarznięte, wpatrywał się w opowiadającego z natężoną uwagą i potakiwał głową, często słowami.
— Tak, tak, jakbym widział bestje.
Około nakrytego stołu, razem ze starym lokajem krzątała się wiekowa już kobieta w czarnym koronkowym czepku na głowie.
— Byliście w opałach, widzę, — rzekł sympatycznym basem pan Cezary. — Dla was młodych to jeno rozrywka, ale kuzynka Górska musiała się przestraszyć.
— Pomagała nam jednak dzielnie.
— No, czyż tak?.. Strzelała?..
— Ee, nie, lecz broniła się bagnetem.
— Własnym.
— Wzięła odemnie.
— Przytem krzyczała tak wspaniale, że, zamiast niszczyć wilki, podziwiałem jej głos, — dodał Uniewicz z głębi pokoju.
Stary Burba odwrócił głowę.