niła za nią uparcie, wiążąc się z każdą jej myślą. I teraz oto Artur był przy niej, z nią, w niej.
— Wszak jeśli zechcę, powrócę, — utwierdzała się w świadomości własnej woli.
Uspokojona pozornie, szybko zaczęła się ubierać. Wkrótce weszła do sali stołowej, gdzie zastała wszystkich przy śniadaniu.
Po kawie i ożywionej rozmowie młodzi mężczyźni wyruszyli na objazd wilków, gdyż była w projekcie wielka obława. Pan Cezary zaś Wziął Elżę na indagację. Siedzieli we dwoje przed kominkiem. Młoda kobieta, zanurzona w fotelu, trochę sennie patrzyła w ogień, odpowiadając biernie na zapytania Burby.
— To nie długo chyba żyłaś z mężem, Elżuniu?...
— Cztery lata, dziadziu.
— Nie godzi się tak młodo dawać córki w małżeństwo: dzieckiem prawie będąc wyszłaś za Adama. Dzieci nie mieliście?..
— Nie.
— A czy ty, duszko... szczęśliwą byłaś?..
Elża spojrzała mu szczerze w oczy.
— Czy byłam szczęśliwą?.. Och, dziadziu, gdy owdowiałam, pomimo przerażenia, spowodowanego zetknięciem się tak bliskiem ze śmiercią, miałam uczucie, żem zmartwychwstała, że mi u ramion skrzydła wyrosły.
— Miły Boże!., a toż co?.. Takie było złe wasze pożycie?.. Czy nie kochałaś go?..
— Nie. Och, dziadziu drogi, to straszne wspomnienia, nie lubię do nich powracać, bolą mnie i ranią, to okres mego życia nad wyraz przykry.
— Jaki on był ten... Adam Gorski?
— Szlachetny i prawy, zresztą taki sobie, przeciętny.
— Wykształcony... inteligentny?..
— Średnio, dosyć zarozumiały, powolny, flegmatyczny a gwałtowny w wybuchach, uparty, trochę hipochondryk.
— Otóż to, akurat pasował do twego usposobienia. O ile cię już poznałem, to byliście jak ogień i woda.
— Eh, — odparła Gorska z niechęcią, poczem dodała:
— Bóg sam rozciął ten węzeł, jeszcze pół roku, rok a żądała bym rozwodu.
— Najświętsza Panno, — zawołała wchodząc pani Urszula. Co ty się chciałaś rozwodzić z mężem, Elżusiu?
— Siadaj, serce, proszę i nie dziw się tak, bo niema czemu, — odpowiedział pan Cezary, podsuwając żonie fotel.
— Zaczekajże, Cezary. Czy mi się przesłyszało, gdym wchodziła tu, czy ty Elżusiu mówiłaś istotnie, że miałaś się rozwodzić z Adamem Gorskim?...
— Był już ten zamiar, cioteczko, lecz Adam zmarł.
— Łaska boska, bo gdzież taka niemoralność w porządnej rodzinie.
Górska zapłonęła.
Strona:Helena Mniszek - Verte T.1.djvu/35
Ta strona została przepisana.