pod wpływem nakazu płynącego z duszy pod wpływem okrutnej a stanowczej woli.
— Wyrwać się stamtąd; wyrwać z tego koła czarów myśl, tęsknotę i cud wspomnień. Niech to wszystko spopieleje, niech się zapadnie w- mrok zapomnienia. Lecz czy to możliwe, abym zapomniała?..
Spuściła oczy na otwarty kajet. Zaczęła czytać:
— „Wdziękiem tchniesz cała,
Wdziękiem promieniujesz,
Wdzięk twój płynie z duszy,
Wdziękiem swym czarujesz”.
Czterowiersz ten usłyszałam z ust Artura, gdyśmy płynęli na smukłej „Tosce” po falach Śródziemnego morza. On sam wiosłował. Wyrwaliśmy się z towarzystwa, bo nikt więcej płynąć nie chciał. Dziwna rzecz, — często z wytrawnym wioślarzem bałam się wyruszać na pełne morze, lecz z Arturem czułam się zupełnie spokojną. Jego pewność siebie i zimna krew, przytem śmiałość i siła, z jaką swobodnie rozgarniał wiosłami spiętrzone bałwany, działały na mnie tak, że jechałabym z nim na koniec świata. Ufałam mu. Imponował mi. Jego ciemne, lwie źrenice, badały mnie z pod przymrużonych powiek. Jego usta ironiczne w wyrazie, trochę szatańsko skrzywione i twarz chłodna i sztywna, a taka wybitnie rasowa, o niepospolitym wyrazie, — wszystko to działało na mnie odurzająco. Byłam całkowicie pod jego wpływem.
Zdaje mi się, że gdyby mi rozkazał skoczyć w wodę na dno morza, zrobiłabym to bez wahania. Cóż za szczególny objaw we mnie? Ale taki tylko mężczyzna potrafi mną zawładnąć, takiemu jedynie mogę się poddać i do takiego należeć z rozkoszą. Gdy wypowiedział ten czterowiersz, — zdrętwiałam. Artur wytrzymał mnie długo pod mocą swego wzroku, wreszcie rzekł matowym zimnym głosem:
— Ta improwizacja — to hołd dla pani...
— Nie posądzałam pana o liryzm.
— Ja sam się sobie dziwię. Wogóle odnajduję w swej istocie pewne zmiany od czasu poznania pani i zdumiewają mnie one. Per Bacco! — nie groziło mi nigdy nic podobnego. Nadzwyczajne!
— Więc obecnie grozi panu...
— Katastrofa. Hm!
— Nie trzeba, aby się pan przeistaczał.
— Dlaczego? — spytał.
— Bo zmieniłby się wtedy właściwy jego charakter.
Na twarzy Atura drgnęły lekko muskuły.
— Ale może wówczas przestałbym być — lodowcem — jak mnie pani nazywa.