Strona:Helena Mniszek - Verte T.1.djvu/66

Ta strona została przepisana.

— Nie tak to i dawne, ale czas ptakiem leci. Któż słyszał, chować się gdzieś po zagranicznych kątach, zamiast siedzieć na swojej ziemicy. Ot i dlatego pani nie znamy. Trochę to i wstyd.
— Przed zamążpójściem i po owdowieniu mieszkałam stale w Taraszczy, dopiero od paru lat spędzałam z wujostwem zimę na Rivierze.
— No to się już pani zaraziła tamtą kulturą, — trząsł rozstawionemi palcami prawej dłoni, lewą ręką gładził wiechy swych wąsów.
— Widzi pan, że nie, skoro przyjechałam w zimie na Wołyń.
— Ach, hołubko, to nęci, już wiem; jeździłem dawniej dużo, Rivierę znam i już mnie zaczynała ciągnąć, byłem troszkę poczuł spęcznienie kieszeni, tak zaraz fałajt... już i mnie tu niema. Morze, góry, rojne miasta, porty, ach, pani. Krutyło, krutyło, taj zakrutyło w hołowie. Alem sobie powiedział: — a ty kudyy? A tobie co do cudzego, jak masz swoje? Wernyś, rybeńko, a to pohybnesz. — Pani rozumie po małorosyjsku? — spytał nagle.
— Ależ wybornie, — zaśmiała się ubawiona mimiką i zapałem Poberezkiego.
— No to i dobrze. Jakem sobie powiedział: „wernyś!“, takem się wziął krótko przy pysku do roboty na swojej ziemi, wpatrzyłem się w swoją magnifikę i dzieci i ani nosa mego nie widziała już Riviera. Czasem się pojedzie do Prus po bydełko, czasem do Krakowa, po babskie sprawuneczki, ale dalej i... ne dumaju. Gazety od tego są, żeby wiedzieć, co się na szerokim świecie dzieje. Syna już także strzegę od tej wabnej zalotnicy, podróży, bo bestja wabna. A mego syna pani poznała?.. — spytał odmiennym tonem.
— Owszem, był mi przedstawiony.
— Olgierdek to dobry sobie chłopak, porządny, dzielny, tylko moje baby lakierują go trochę na modnego franta, nawet go przezwały „Dziuniem“ jakby jeszcze był w pieluszkach! Ale z kobietami to już nie mnie wojować.
Zaczął się rozwodzić szeroko nad swoim domem i rodziną, co Elżę trochę nudziło.
Przed ponownym wyjazdem do kniei, Elża, namawiana przez Tomka by mu towarzyszyć w dalszym ciągu, stoczyła z sobą krótką walkę i oznajmiła bez wahania:
— Nie, teraz pojadę z paniami do Warowni, wierz mi, że tak lepiej.
— Ależ, zanudzisz się do wieczora.
— Ee!... nie, ja się z naszemi paniami nie znudzę, one są bardzo miłe. A pannę Gozdecką... zostawię dla ciebie.
— Dziękuję za zaszczyt.
Rozjechali się; Elża wróciła do Warowni. Zjednała sobie tem uznanie pani Urszuli i była ze wszystkiemi paniami na najlepszej stopie. Wspólna właściwa im szczerość i łatwość bycia doprowa-