— Jak ty lekko tańczysz, chciałbym tak z tobą teraz przemknąć tę ścianę domu i przez śniegi popędzić gdzieś za lasy, daleko, daleko w świat...
— „Elly... pójdźmy razem w świat...” — zatrzepotało wspomnienie jaskółczem skrzydłem.
Elża zadrżała, lecz opamiętała się natychmiast, tembardziej, że poczuła silniejszy uścisk Tomka. Opanowało ją szczególne uczucie porywu do Tomka i gniewu na niego. Drugie zwyciężyło.
— I cóżby było z tej naszej wyprawy... w świat? — spytała sucho.
— Wirowałbym tak z tobą do... — nieskończoności... odrzekł oszołomiony.
— To za długo... ja bym została tam w świecie, gdzie na mnie czekają, a ty byś wrócił do Warowni, bo tu twój byt i czyn i... tu także na ciebie... czekają.
Tomek zatrząsł się. Chmurnie popatrzył na nią i spytał prawie ostro:
— Kto na ciebie tam czeka?., i kto tu... na mnie?..
— Kto na mnie, to... mniejsza, a na ciebie...
Elża zawahała się, jednak coś ją skusiło:
— Oczy błękitne, jak niebo — rzekła.
Burba szarpnął się, niby ugodzony szpadą. Zbladł i, posadziwszy Elżę na krześle, usiadł przy niej.
— Kto ci... to powiedział, że... — zaczął, lecz urwał, gdyż podszedł do niego stary służący, Piotr.
Pochylił mu się do ucha, ale szepnął tak głośno, że Gorska usłyszała:
— Paniczu, posłaniec z Wyrębów czeka z listem; mówi, że bardzo pilny.
Burba poczerwieniał.
— Cóż tam znowu?...
— Podobno bardzo pilny.
Tomek przeprosił Elżę i wyszedł. Nie wracał długo. Zaniepokojona wyszła z salonu i zaraz w korytarzu, wiodącym do kredensu, spotkała Uniewicza. Czytał list mrucząc głośno.
— Panie, co się stało?...
— Hm, co?... Nie wiem, czy mogę mówić?
— Niech pan mówi! — rzekła stanowczo.
— Karolcia Słupska zachorowała.
Elży zrobiło się dziwnie przykro.
— Czy to ta... z niebieskiemi oczyma?
— Tak. Pani ją widziała?
— Spotkaliśmy ją, jadąc z Tomkiem na śniadanie.
Uniewicz strzepnął palcami.
— A, to teraz jestem w domu. Niebożątko dostało pewno spazmów, zwykłe panieńskie fochy.
— Czy Tomasz tam pojechał?
Strona:Helena Mniszek - Verte T.1.djvu/68
Ta strona została przepisana.