— Widzisz, ciebie tu mamy trochę za swoją, pochodzisz z Taraszczy i jesteś Burbianka, to powód, że raziły ciebie inne stosunki. Ty nasza jesteś, Elżuś, — mówił Tomek z błyskiem zapału w oczach.
Widziała w jego wzroku płomień uczucia i porywał ją tem ku sobie. Patrzyła mu jasno w oczy i może wypowiedzieliby sobie w owej minucie dużo wyznań serdecznych, gdyby nie Uniewicz, który zmącił pogodę.
— Tomek nazywa panią naszą, lecz ja się na to nie zgadzam, chociaż sam nazywałem panią z początku — taraszczańską. Nie, pani nie — nasza, pani jest bardziej egzotyczna, pani to... wyrażając się geograficznie — zachód, południe, ale nigdy... Warownia powiedzmy: nie tutejsze kresy. Pani pochodzi od nas, lecz jej siła ciężkości, to zagranica, Riviera... Anglja... Tam panią ciągnie.
Elża zadrżała i spłonęła krwawym rumieńcem. Burba patrzył na nią badawczo. Zaległo wymowne milczenie. Uniewicz spojrzał na Gorską, na Tomka i odczuł, że jest tu na trzeciego zbyteczny. Usunął się w głąb salonu, myśląc:
— Tomek zaczyna nierówną walkę, ja zaś niechcący podałem mu kopję.
Po odejściu pana Mela, Burba spytał Elżę:
— Nie przyciągnie ciebie... zagranica?... powiedz, Elżuś.
Gorska położyła mu rękę na ramieniu z uśmiechem trochę nienaturalnym.
— Grają walca, tańczmy Tomku.
Otoczył ją wpół mocno i z brawurą powiódł w tańcu na salę. Pochylił się do jej ucha:
— Dlaczego nie odpowiedziałaś mi?...
— Bo nic... nie wiem.
— Elże! — wybuchnął odsuwając się od niej.
— Tom, nie warjuj, patrzą na nas.
— Szczególnie Dziunio Poberezki... co?... pożera cię oczami jak smok.
— A, dajże mi z nim spokój!
— On cię odciągnie od... Anglji.
— Nie odciągnie nawet od... Warowni, — bądź pewien.
Tomasz drgnął, jakby iskrą elektryczną tknięty. Walc jego wpadł w tempo nierówne, zbyt szybkie. Gdy mijali orkiestrę, Burba krzyknął na całą salę.
— Mazura!
I sam ruszył z Elżą w pierwszą parę, hucznie, szumnie z niebywałą fantazją i zawadjacką jakąś werwą. Twarz mu promieniała, z oczu tryskały iskry. Przeistoczenie jego było tak nagłe i wyraźne, że spostrzegli to wszyscy. Stary Burba szepnął — do żony:
— Patrzaj, serce, na Tomka; czy on kiedy tak tańczył?.. Szaleje chłopak. Coś musiało między nimi zajść, bo i Elżunia jakaś dziwna.
— Ot imaginujesz, Cezary. Roztańczyli się i kwita, a ty za-
Strona:Helena Mniszek - Verte T.1.djvu/80
Ta strona została przepisana.