— Mąż pani to prawdziwy patrycjusz, bardzo niecodzienny, o... bardzo. Z całej duszy pani winszuję, bo faktycznie widzę wasze szczęście.
Elża opowiadała Uniewiczowi o swojej podróży do Kalkuty, o spotkaniu w Adenie, o ich ślubie w Rzymie, o podróży poślubnej przez Śródziemne, o Wadeweare, przeczuciach i snach, potem o Paryżu, Londynie i swoich projektach na przyszłość.
— Żona moja ma mnóstwo zamiarów, organizuje Koło Polek, nawiązuje kontakt w Londynie z różnemi instytucjami, mającemi głównie za zadanie niesienie pomocy Polsce i Polakom, przebywającym na obczyźnie. Zapaliła już do tego moją matkę i szereg pań, wśród których są nawet angielki — mówił Dovencourt.
Uniewicz rzekł:
— O tak, pani ma teraz szeroki zakres działania. Pamięta pani kursy dla służby w Warowni?.. Wszystko to poszło potem na dwór, razem z bandą chłopów i żebraków, ze starą Likierą na czele, których hojnie wspomagali — Burbowie. Cała ta zgraja rabowała aż miło.
— To też teraz działać chcę z inteligencją i dla inteligencji — odrzekła Elża. — Zapamiętałam pańskie słowa, wypowiedziane o chłopach, w początkach bytności mojej w Warowni.
— Wtedy oburzała się pani na mnie za to. Dziś pani widzi, że warstwy te są bardzo rozkosznie rozwierzgane.
— Teraz to się odbija na karkach inteligencji — rzekł Dovencourt, — ale odbije się z czasem na majestacie waszej ojczyzny. Tego bowiem żadna teorja najskrajniejsza nie utwierdzi praktycznie, aby żywy mózg inteligenta, którego kulturę urabiały wieki, mógł być zastąpiony przez analfabetyzm umysłowy tłuszczy. Ultra ewolucyjne i rewolucyjne dążenia różnicy tej nie zrównają. By rzeczywista ewolucja taka osiągnęła swoje cele, na to trzeba przedewszystkiem jeszcze czasu i usilnej pracy nad kulturą mózgów człowieczych, a dopiero potem można układać programy partyjne — „wydziedziczonych”. Ale wy, Polacy, rządzicie się inną metodą, jesteście zwolennikami surogatów, które w ogólno ludzkim porządku przedstawiają zaledwo materjał do szlifowania.
Gdy była mowa o właściwościach natury polskiej, Uniewicz pesymistycznie kiwał głową. Elża zaprzeczała mu gorąco i twierdziła, że tylowiekowe doświadczenie a ostatnio niewola wskażą duchowi polskiemu nowe szlaki rozwoju. Kwestja tylko, czy zjawi się cudotwórca i wódz, by na owe szlaki poprowadzić Polskę.
— Przeczuwacie go w Mickiewiczowskiej cyfrze 44 — uśmiechnął się lekko Dovencourt — podsuwaliście ją pod różne osobistości, ale bez skutku. Wy, Polacy, jesteście stworzeni przedewszystkiem z dumy, ambicji, prochu i ognia. To piękne, lecz nazbyt wybuchowe i palne. Gdyby do tych składników waszej natury dodać granitu, stali, mocnej woli i wszystko to stopić w kotle o silnych nitach
Strona:Helena Mniszek - Verte T.2.djvu/120
Ta strona została przepisana.