osiągnęło celu. Biegłem do ciebie, lekceważąc i roztrącając wszelkie tamy, prawa, biegłem, by łamać prawo uświęcone i ciebie zdobyć. A oto jesteś silną, nie uległaś przeobrażeniu. Pierwszy powiedział mi o tem... Warski. Nie pisałaś do mnie, lecz napisałaś „Fatum”. Druga świadomość mego trwania, to wrażenie twoje przy spotkaniu się naszym wczoraj; trzeci pewnik, to... owe kłamstwo. Jestem dla ciebie jedynym, tak, jak ty dla mnie. Nie zaprzeczaj, wszystko, co powiesz, będzie teraz parodją. Przed nami jest tylko jedna wyraźna, wytyczna droga — nasze małżeństwo.
— Nie, nasze rozejście się raz na zawsze.
— To znaczy?..
— Wyjdę, wyjść muszę tylko za Burbę.
— Muszę?... czy to nie za silne?...
— Dla pana... może, dla mnie jest to rzecz poważna, konieczna, więc ją odpowiednio traktuję.
— Zdaje mi się, że wpadamy w błędne koło. Co? na moje pytanie ścisłej odpowiedzi nie daje mi pani... Dlaczego wyjście za Burbę nazywa pani koniecznością?... Co panią do tego zmusza? Jakie dane są za tem? Żądam odpowiedzi zwięzłej, rzeczowej. Widzę, że torturuję panią, lecz będę bezwzględny. A więc... co się składa na owo „muszę”?
— Obowiązek... sumienie... słowo... — wyrzuciła jednym tchem.
— Taak? Och, no, bardzo czcigodny tryumwirat, zasłaniający swoją powagą imperatorski majestat miłości. O niej pani nie mówi. Czy to rzecz podrzędna?... Czy tamte siły, wymienione, zdolne są skruszyć ją na proch, odrzucić precz?
— Miłość to przedewszystkiem i zawsze egoizm.
— Niezwykle piękna teorja, ale paradoks jednocześnie. Zatem pani wychodzić chce za Burbę, spowodowana altruizmem. Czy i Burba żywi to samo w stosunku do pani?... Ciekawy łącznik.
— On mnie kocha.
— Ach tak. Czyli, że za jego miłość pani popychana przez altruizm, obowiązek i sumienie chce mu wyrządzić największą krzywdę, jaką kobieta może wyrządzić mężczyźnie. Bajeczny konglomerat!
— Panie, dosyć tej dysputy!
— Nie, pani, jeszcze nie koniec. Teraz wniosek zasadniczy. Pani Burby nie kocha i nie kochała nigdy! Był zapewne jakiś szał krótkotrwały i to niekiedy... otumania, zwłaszcza, gdy w grę wchodzi bujny temperament i... zapalna głowa.
— Daruj mi, droga pani — wtrącił miękko — ale jeszcze... oto taka jaskrawa tęcza malowana farbami falsyfikatów...
Elża drgnęła. Przemknęło odległe wspomnienie: gdzie miłość istotna a gdzie złuda.
— Pani drży... z zimna, czy z wrażenia? spytał.
— Proszę, niech pan mówi.
Strona:Helena Mniszek - Verte T.2.djvu/33
Ta strona została przepisana.