Strona:Helena Mniszek - Verte T.2.djvu/52

Ta strona została przepisana.

— Cóż Karolcia?
Pan Mel milczał.
— Nie odpowiada pan na pytanie.
— A czy ta Słupska interesuje panią jeszcze tak dalece? Wszakże już nie grozi Tomkowi z jej strony żadne niebezpieczeństwo, zresztą przed chwilą myślała pani o czym innym, dalekim od Słupskiej, tylko dla mnie jest ten komunał pytania, ale poco się pani trudzi.
— Dziwny pan jest, doprawdy. Nie pytam o tę pannę ze względu na niebezpieczeństwo jej dla Tomka, lecz o nią samą.
— Więc pani żałuje złamanej miłości tej dziewczyny, czy jej zakusów.
— Żałuję każdego uczucia, które nie rozkwitło w pełni i ginąć musi, zapoznane.
— W takim razie zadużo by osób żałować trzeba w samej Warowni, nie licząc istotnego bohatera „Fatum“. Nie wiem nic o jego „rozkwicie“, nie znam jego psychiki, ale wiem, że tylko na jego ból, nawet największy, można śmiało odpowiedzieć słowami panny Mancini do Ludwika XIV: „Vous étes roi, sire; et vous pleurez.“
Gorskiej zdawało się, że ziemia pod nią runie w przepaść, nie mogła wypowiedzieć słowa.
Uniewicz, nie patrząc na nią, wyszeptał cicho: — proszę wybaczyć — i odszedł.
Cały względny spokój Elży zniweczyły te słowa.
— Vous etes roi, sire, vous étes roi — powtarzała sobie uparcie, wracając do znanej wizji jego postaci, patrząc oczyma duszy w jego chłodne, lwie źrenice. Ujrzała w nich ironję, sarkazm szatański, siłę i pewność siebie, lecz nie było w nich bólu, ni męki, ni tęsknoty.
— Zapomniał, Wzgardził, znienawidził.
— Vous étes roi, sire. vous ne pleurez pas! To lepiej, lepiej, bo to moja rola, tylko moja.
Elża wstrząsnęła się.
— Ale skąd ten Uniewicz... — pełna była skłębionych rozbieżnych, ponurych myśli.
Weszła z hałasem na ganek pani Urszula.
— No, Elżusiu, dość tęsknoty za narzeczonym, będziesz go miała, detyno, wkrótce, stale i na zawsze mężem. A teraz chodź, pójdziemy do śpiżarni, do piwnic dojrzeć układania warzyw na zimę, przynieśli rydze, jeszcze trzeba solić, chcę, żeby wam, ptaszkom, nie tylko miło, ale i dostatnio było w Warowni.
Spojrzała na Elżę i wykrzyknęła z przestrachem:
— A tobież co się stało, Elżusiu, chora czy co?.. blada, w oczach łzy. Co tobie jest?..
Elża milczała.
— At kiedy dziwaczysz się. Rozumiem, że żałujesz Tomka, ale przecież on nie uciekł. Wróci, detynko, wróci, ukocha po