wielmożnej, a tu do Warszawy sobie jadą, jak jakie z przeproszeniem bezdomne. No, ale pańska wola. Będziem zato witać. Hej! Ale co muzyka to dur jakiś, to już napewno. A ot, że pan Uniewicz grał to i on znaczy z tym durem zna się trochę i jego cości tumani.
— Wy jesteście wróżbita, Stachu — rzekła Elża.
— Stary ja dziad, ale dużo widział, daj słyszał, a taki tego, co się teraz robi na świecie, to nawet i nie myślał, że to może być prawda. Cości to, wielmożna pani, zaczyna się tak, jak w „Ogniem i Mieczem” naszego wielkiego Henryka Sienkiewicza, kiedy to żyli pan Skrzetuski, Podbipięta, Zagłoba, Pan Wołodyjowski, Rzędzian. To samo, co kozaki robili podczas „rebelji” to i teraz się zaczyna. „Spasi Chryste”, jak to mówił czerkaski pułkownik Barabasz, pamięta wielmożna pani?
— Pamiętam.
— No, to „Spasi Chryste” i teraz.
— Co tam Stacho opowiada, teraz inne czasy!
— A pewnie, że inne, bo i kniazia Jeremy teraz niema, a przydałby się on władyka, przydał.
— I on by dziś inaczej wojował — rzekła Elża i odwróciła się, bo zaturkotało na drodze.
— Ktoś jedzie.
— A toż pan Poberezki z Chodur.
Wąsal witał Gorską serdecznie.
— Co pani tu robi?..
— Politykuję ze Stachem, który analoguje „Ogniem i Mieczem” z obecną zawieruchą.
— Ma rację! nie wiedziałem, że z niego taki trafny obserwator.
— Coż i pan także równa zaporożców z tymi...
— A czemuż nie!.. Krzywonosów nam chyba nie brak, ale pokaż, hołubko, drugiego Wiśniowieckiego.
— A co, wielmożna pani, aha! ot, co! czy Stacho dureń?!, tryumfował Domalewski.
Szli przez bór, słuchając wieści Poberezkiego niezbyt wesołych. W Warowni stary sąsiad spytał Gorskiej:
— Czy wszyscy razem wyjeżdżacie do Warszawy?
— Ja jadę wcześniej, niż dziadziowie. Oni przyjadą dopiero na ślub w końcu stycznia.
— Dobrze, żeście już postanowili ślub, a to niewiedzieć co wyrabiali tyle czasu.
— Cośmy znowu wyrabiali?..
— Ach, paniż ty moja! nie sierdź się, ale ot, tyle czasu narzeczeni to i nikt nie wierzył w wasz ślub, ja pierwszy wątpił. I jaki z tego pożytek... Tomek znudział a pani zmizerniała, że żal patrzeć. W dodatku naraziła się pani na plotki. Co tu gadać, przecie pani pewno o tem wie?
Strona:Helena Mniszek - Verte T.2.djvu/65
Ta strona została przepisana.