to też ogólnie po ludzku nie sądzę, ale po mojemu, ot, jak w pani coś siedzi, to prawda ale coś bardzo smutnego w znaczeniu psychicznym, jakaś męka. I o ile natura pani, jej dusza, gdyby w niej była radość, mogłaby wydać z siebie dużo dobrego i pożytecznego o tyle z tym smutkiem może się nawet stać złą, bo to silne, to przeistacza człowieka, to boli, to nuda i taj neszczastje — dokończył po małorusku.
— Jaki pan ma rozum, jaki pan dobry — zawołała Gorska żywo.
— Kudy mnie do rozumu, kudy do dobrego, hołubko. Ja tylko zaliczam się do takich ludzi, którzy umieją bezstronnie, cierpliwie patrzeć a język ich nie swędzi i dlatego, zanim język zdąży ochlapać, to najpierw oczy głęboko wnikną, poznają i... wytłómaczą. — Znam takich ludzi, a szczególnie kobiety, lale, puste jak wydrążone tykwy, płytkie jak miski do lukru, które nie czytują książki jako takiej, lecz zajrzą, co jest na końcu, w środku i na początku i już mają dosyć, byle wyłowić czy Numa wyszła za Pompiljusza, a najwyżej jeszcze jaką miała suknię do ślubu. I finis. Akcja, psychologja, idea, styl książki nic ich nie obchodzi, to dla nich za głębokie. Otóż takie lale lub fryce sądzą ludzi zupełnie tak samo, jak czytają książki, powierzchownie; szukają w człowieku nie treści i ducha ale fabuły, imponuje im oprawa danego osobnika, taksamo jak okładka książki, nie zaś jego psychika.
— I na takich podstawach najłatwiej krytykować — mówiła Elża zamyślona. — Tymczasem tak zwana opinja ludzka jest bardzo stronna i bezwzględna. Mało jest tej prawdziwej poważnej opinji, gdyż ludzie zrobili z niej małostkową „olewinję“ i niezasłużoną „opiewanję“ i te stosują do mody.
— Słusznie, pani, bo największy gad, to język ludzki, najzjadliwszy, kiedy się jemu nie powie prrrr... przed czasem, tedy już jak się rozszczeka, oho, i nie wstrzymasz. Ale jest i na niego obroża, a to taka właśnie, jak kto pierwszeństwo daje oczom i myśli, wtedy język nie swędzi a rozum działa.
— Żeby to wszyscy ludzie postępowali podług pańskiego systemu, byłoby lepiej.
— Kto nie jest, hołubko, z tabunu ludzi, ten inaczej nie potrafi.
— A jednak i pan potępiłby... naprzykład... egoizm.
Poberezki pomyślał chwilę.
— Niewiadomo, pani, zależy jaki, jak zrozumiany. Czasem szczerość i prawdę nazywają ludzie egoizmem, kłamstwo zaś i fałsz altruizmem. Dziękuję za taki altruizm, wolę jak ktoś jest szczerym zbrodniarzem nawet, niż fałszywym dobroczyńcą. Bądź ty sobie egoistą, skoro idziesz tam, gdzie cię woła prawda, a jeśli altruizm swój budujesz na kłamstwie, tedy bywaj zdrów i nikomu on na dobre nie wyjdzie.
— Ach, jaką pan ma świętą rację!
Strona:Helena Mniszek - Verte T.2.djvu/67
Ta strona została przepisana.