niczych pęt, najstraszniejszych, bo religję skuwających.
Stary Janiuk zaintonował cichym głosem litanję do Matki Boskiej, więc rozsnuła się pieśń i szła w ciemność nocną smętna a rzewna, pełna łkań i tęsknoty, szła dalej i dalej zda się w cały świat. Litanja dobiegała połowy, gdy dreszcz przerażenia, zatrząsł ludźmi, jak huragan lasem.
Pies, Karo, leżący w furtce, zawarczał nagle i szczeknął kilka razy zajadle, rzucając się naprzód.
Pieśń skonała. Przez pare minut nikt nie drgnął, jakby cień szatana przemknął wśród tłumu. Niektórzy, zamknąwszy oczy, grozą owiani, skupili się w sobie, czekając już jakiegoś obucha, nawet śmierci. Strach tu wpełznął niby gad i dusił wszystkich okrutną ręką oczekiwania czegoś potwornego, co spaść musi. Przeczucie, niemal jasnowidzenie nieszczęścia ugodziło w lud tem boleśniej, że nieoczekiwanie, — przeczucie ponure a okropne w swej mocy i potędze, — przeczucie wprost tragiczne i nagłe jak piorun. Nurtował w duszach lęk, straszna zmora gniotła piersi.
— Ktoś cudzy był na drodze — mruknął stary Janiuk, gdy pies powrócił do furtki i z podkulonym ogonem jął znowu cicho wyć.
— Czuj duch teraz, bo już jakieś złe się włuczy...
Odpowiedziała mu głucha cisza.
Po pewnym czasie z pod kościoła odpadały pojedyńcze postacie i małe grupki szarych cieni z pod muru również, sunęły cicho, ginąc za furtką niewiadomo gdzie, roztapiały się w mętnej poświacie bladego księżyca — którego sierp w pośród chmur, wyglądał jakby zalany łzami.
Cisza świętojańskiej nocy zaległa kościół, wieś, pola i drogi, zaprzepaściła w sobie ziemię całą i ludzi, zagłuszyła wszelkie wzruszenia i trwogi, wszelkie nadzieje i... tajemnice.
Strona:Helena Mniszek - Z ziemi łez i krwi.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.