Takich uczuć, takich lęków nagłych a straszliwie przerażających doznawali pierwsi chrześcijanie, przed wiekami, gdy w katakumbach, na modlitwie ukryci, przed zemstą pogromców i prześladowców chrześcijańskiej wiary, w najwznioślejszym momencie modlitwy, usłyszeli raptem złowrogie kroki, nadchodzącego centurjona na czele rzymskich siepaczy.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Zbliżało się południe.
Świątynia otwarta szeroko wypełniona była ludem po brzegi, z zewnątrz tłumy oblegały kościół. W środkowej nawie i w bocznych stała głowa przy głowie, naród nie tłoczył się, nie popychał, był jak wmurowany, oczy we łzach patrzały na główny ołtarz, przy którym kapłan przywieziony rano odprawiał sumę. Brzmiał przy ołtarzu głos jego wzruszony ważnością chwili, dźwięczały dzwonki ministrantów, uroczyście grały organy. Wonne obłoczki kadzidła rozmazywały się w powietrzu przepełnionem żarem najgorętszych uczuć. Ludziom zdawało się, że niebo przed nimi otwarto. Modlitwa podniosła, wychodząca z setek wdzięcznych piersi, z setek mocnym tętnem bijących serc, łączyła się z pieśnią kapłana i, jak gołąb pokorna i cicha, sięgała Tronu Stwórcy, kładła się u Jego Przenajświętszych stóp. Rozmodleni śpiewali, jak w natchnieniu cudownych objawień, jakby widząc przed sobą Oblicze Boga. Taki zapał niebywały kipiał w sercach, taka potęga szczęścia rozpierała piersi, że ludzie czuli się przepełnieni tą mocą świętą w nich powstałą, tem anielskiem uczuciem dobroci najszlachetniejszej i pokoju.
Oto mają znowu kościół, otworzyli go sami, całą gromadą, bo czuli się w prawie, bo to się im należało, za poniewierkę, za skołatanie i ciągłą udrękę, bo wreszcie pragnęli tego zbyt silnie.