W tem krzyk straszliwy z zewnątrz uderzył w lud rozmodlony, zatrząsł zda się murami świątyni; krzyk tak żywiołowo olbrzymi, tak rozpaczliwy, że krew ścięła się w żyłach — tchu zabrakło w piersiach, słowa zamarły na ustach. Okropny wrzask tłumów okalał kościół, jakby ryczące fale morskie, i w pare sekund dostał się do środka; na progu zawyły hiobowe głosy.
— Kozaki, wojsko, dragony!...
Jakby bombę rzucono w zbitą masę głów, zamęt, szarpnięcie się gwałtowne i wezbrany potok ludzki runął pod wielki ołtarz, tam szukając obrony. Grozą jęknęły przepełnione nawy, groza i paniczny strach spadły tu ponurem skrzydłem, niby całunem pokrywając, śmiertelną trwogą targnięte dusze. Kielich z Hostją Przenajświętszą zadrżał w ręku kapłana, lecz ksiądz nie przerwał Ofiary, organy zmyliły tony, lecz odezwały się jeszcze, zagłuszone przez piekielną wrzawę krzyków, jęków, tętentu, szczęku broni i zwierzęcych jakichś ryków. Słowa komendy, tak boleśnie znane przez te tłumy, zgrzytały potwornie.
— Brat’ ich, wiazat’, strelaj!...
Suchy trzask karabinów rozdarł powietrze, jedna salwa, druga, ludzie oniemieli ze zgrozy. Zgiełk wzmógł się, grzechot karabinów, szczękanie szabel, świst nahajek kozackich zlał się z okrutnym jękiem katowanych, z ochrypłemi głosami komendy, z wizgiem obłędnym dzieci. Dzikie okrzyki huczały dokoła.
— Kozacy mordują ludzi!...
Dragony strzelają w gromady jak do psów... Naród ginie!...
— Ludzie ratujcie!...
— Chryste zbaw nas!...
— Odstupajtie buntowszczyki od kościoła. Won!...
— Nie ustępować! nie ustępować!
Strona:Helena Mniszek - Z ziemi łez i krwi.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.