mocie druzgotanych murów. Żelazne gardziele niosły zagładę świątyni. Łoskot, zgiełk i wrzawa poprzednia, krzyki i jęki, chrapania konających, płacz i złorzeczenia, wszystko to bladło przy huku dział, zwalających dom Boży.
Ludzie dostawali obłędu. Ludziom zabrakło łez, by płakać.
Ludzie zaniemówili, piersi już jęku wydać nie mogły.
Ciała były skrępowane więzami, duch skuty przerażeniem najwyższem, jakie istnieć może.
A armaty grzmiały i grzmiały.
Umilkły — gdy z wyniosłej świątyni został wielki kopiec gruzów, pokrywających sobą mnóstwo ciał pobitych męczenników — za wiarę. Jedyny, święty pomnik, powstały nad sprofanowaną Hostją, pomnik wniesiony ręką zbrodniarzy dla tych, co w obronie kościoła w nim polegli.
Potężny pomnik wiary ludu, jego miłości dla religji, jego wytrwania w wierze i krwawych poświęceń.
Pomnik wiekuisty...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Zapadał lekki zmrok wieczorny. Dokoła gruzów, na drodze skrzypiały kibitki wywożące ludzi na sąd, do guberni, lub prosto na zesłanie. Na stoku zwalin kościoła majaczyła jakaś czarna postać leżąca krzyżem, obok siedział skulony, czarny pies z podniesioną głową i wył przeciągle, jakby łkając.
Żandarmi i strażnicy wahali się chwilę, lecz wreszcie podeszli do leżącej postaci.
— Pamieszczyca — mruknął jeden, widząc kobietę z białemi włosami, całą w czerni.
— Nie ubili staruchu — rzekł drugi.
Namyślali się, — wiązać ją czy nie. Pies, Karo, rzucił się do nich z ujadaniem, kopnęli go nogą i podnieśli staruszkę.