Obok nich kapryśne, pełne fantazji — dalekie krewne — w stylu modne irysy.
Powróciła ich przedwiekowa świetność, kiedy wieńcem kielichów ozdabiały tryklinia Cezarów, ogrody Palatynu i z anemonami rozpanoszały się w pachnących komnatach rzymianak. Wróciły dobre czasy.
I dziś irysy święcą triumf, podnoszą secesyjne głowy butnie, ponad zielone szable swych liści, z lekka rozchylają ciemne i jasne lila koszyczki. Ale i wśród nich niema gwiezdnego kwiatu Ideału.
Ona, ta z obłoków sfrunięta, płynie i szuka dalej.
Smutne roztęsknione powoje zarzucają ramiona na białe arkady marmuru, obficie kwitną ozdobne maki, tęczowe barwy goździków z dygocącem wewnątrz piórkiem serduszek.
Wielka rozsnuwa się po klombach emalja bratków, aksamitnych, zdobnych w niesłychanie piękne źrenice, i azalje bukieciaste, i tuberozy i lewkonje pachnące, szczodrą wonią. Wiją się kółka różnobarwnych werben — wyniosłe tulipany sterczą jak dzidy, pospólstwo kwiecia, oceany barw, roztocz woni.
Tu posiew za ginął, nieodpowiednia gleba.
Ona, ta z błękitów sfrunięta, popłynęła dalej szukać plonu.
Opuściła marmury — tu go nie znajdzie. Gorycz zaćmiła śliczny róż zawoju marzeń, pyszny gwiezdny kielich drgnął rozżalony.
Suną w skromniejsze siedziby. Wszędzie zawód. Wszędzie inny krzew rozrasta się wspaniale. Tam cieszy się miłością lepki chwast Egoizmu, tam niski krzak Namiętności pęcznieje i wyrasta w drzewo kolosalne. Lecz z największego powodzenia słyną jaskrawe kwieciska Dobrobytu i tyje wielki, tłusty pień Pychy. Nigdzie ani pyłka z gwiazd mlecznej drogi, wszędzie ponury szmat cieni.
Zasmuciła się Idea, zgasiła fiolet łuny, wichr żalu rozwiał róż zawoje.
Wymarzony plon zginął, pochłonęły go rośliny rozwielmożnione żarłocznie.
Zawód bolesny! bo to, co szczęście daje istotom ludzkim, co podnosi ducha, odmładza starców, uszlachetnia młodych — to nie wyrasta.
Biednaś kraino, gdzie takie giną kwiaty! Mizerna glebo, w której marnieje taki siew!
Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/105
Ta strona została przepisana.