w oczach mignęły kobierce kłosów i chabrów. Ujrzał w wyobraźni swą ukochaną dziewczynę, i żal wznowiony ścisnął mu serce.
— Napiszę do niej.
Schylił się nad ćwiartką papieru. Dzwony jęczały w szarzyźnie wieczoru. Jurkowi zdawało się, że to potwór straszliwy ryczy, trzyma go w szponach, wydziera mu życie i nie puszcza. Zaczął pisać, rozmowa z ukochaną pochłonęła go, upajał się.
W tem na list spadła gałązka wrzosu, suche drobniusie kwiatki prysnęły rozsypane. Za ramkę skoczyła wystraszona mysz. Jurek jak wściekły porwał zwierzątko i cisnął na podłogę. Żałośnie pisnęła. Zabolało go to; prędko wstał i pół żywą mysz odchuchiwał w dłoni. Przecie to jego towarzyszka, współlokatorka, powiernica jego tęsknot. Ułożył ją wygodnie w pudełku po gilzach, i nasypał okruszyn z bułki. Ale czarne oczka spoglądały na niego nieufnie, nóżki zrywały się do ucieczki. Jurek umieścił wrzos na ramce i znowu pisał do ukochanej. Przerwał mu stukot drzwi i wołanie kolegów. Otworzył im niechętnie.
— Audytorja puste!... strajk!... nie idziemy na wykłady!... — mówili wchodząc.
Jurek zachwiał się.
— Jakto postanowione?....
— Tak, nie można inaczej; wyrok zapadł.
— Które wydziały? — jęknął.
— Wszystkie! In pleno!
— Więc półrocze stracone, semestru nie zaliczą?
— To trudno, gdzie drzewa rąbią, wióry lecą; ten strajk to nasza konieczność.
— Dawniej dwa lata, teraz znowu — rzekł jeden z kolegów złamanym głosem.
Jurek milczał.
— Filologja w audytorjach — rzekł któryś.
— A prawo?... medycyna?...
— Strajkują! In pleno!... In pleno!
Studenci rozgościli się w izdebce Jurka, twarze były poważne. Tylko paru miało buńczuczne miny i czapki na bakier.
Ci strajkowali z zamiłowaniem, nie patrząc w przyszłość, nie pragnąc nauki:
Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/139
Ta strona została przepisana.