pionymi czubami odbijały się wypukło na tle różowej fali i były niby orszakiem paziów zaczarowanej królewny.
Zdawało mi się, że śnię. Że wrażenia, jakie odczuwałem pod wpływem przyrody, skrystalizowało się oto w obraz fantastyczny, nie mający nic wspólnego z realnością. Że to nie żywa istota idzie tam, przeprowadzona przez ptaki wodne, tylko jakaś fantasmagarja, wizja, wywołana nerwami.
Byłem najpewniejszy, że to złuda, ale oczu nie przecierałem, bo złuda była piękna, obraz pełen kolorytu i niesłychanej plastyki. Zadziwiał mię tylko ruch tej białej postaci, ciągle idącej naprzód, a także kwilenie perkozów. „O ile to tylko fatamorgana wzrokowa, to postać powinna stać w miejscu“ — myślałem.
Ale prędko przestałem analizować i, pochłonięty widokiem, oddałem się cały urokowi widziadła.
Chciałbym w owej godzinie przeżyć całe życie, tak było mi błogo i tak nieziemsko.
A oto słońce zgasło. Siwy mrok padł na wody, omaszczając je ołowiem.
Wizja znikła.
Na załamie grobli, gdzie rosły gęste wierzby, rozpłynął się mój sen.
Taki żal zdusił mi serce, taka głusza zapanowała w niem, że stałem, jak omdlały, z poczuciem dotkliwej krzywdy. Znikła! Może to była goplana wodna, może syrena, czy wieszczka fal. Roztopiła się jednocześnie z ostatnią zorzą słońca. Więc to może boginka dnia, czy zwiastunka wieczoru dla wodnych roztoczy?...
Już tęskniłem za nią.
Ciężkimi krokami ruszyłem naprzód, z myślą pójścia na ową groblę, w te gąszcze wierzbowe, gdzie ona znikła.
Ona... ta biała.
Ten mój Nenufar tajemniczy.
Mój! Tak, bo jeśli jest żywą istotą, to jest już moją; mam ją w swej duszy; jeśli była wizją, to jest również moją, bo duch mój ją wywołał.
Egzaltacja mię unosiła.
Nagły chrzęst piór ptasich zbudził mię do rzeczywistości. Ujrzałem tuż przed sobą wysmukłe perkozy. Wyszły z wody, otrze-
Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/148
Ta strona została przepisana.