Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/155

Ta strona została przepisana.

gdzie przebywam po całych dniach. Widziałem drwiące, nieprzyjemne uśmiechy, słówka dwuznaczne o jakichś udanych Ofeljach, poszukujących Hamletów, o czarownicach i rusałkach. Rozumiałem, do czego skierowane są te złośliwe kpinki: wyśledzono mnie i szydzą z mego zajęcia się moją wieszczką. Nie odpowiadałem na te złośliwości, duszą całą byłem tam przy niej. Czułem, że spotyka ją duża krzywda i że ludzie, nie rozumiejąc jej, źle ją sądzą. Byłem niesłychanie ciekaw jej historji, lecz nie chciałem pytać nikogo. Nawet kolega, z którym zawsze rozumieliśmy się, spytał mię z ironją:
— Słuchaj, czy ty się kochasz w tej warjatce z nad stawów?... Uważasz, bądź ostrożny; to goplana, ni z pierza, ni z mięsa, w dodatku ma pomieszanie zmysłów.
— Znasz ją? — przerwałem porywczo.
— Dajże spokój! ja się z obłąkanymi nie wdaję, nigdy. Widywałem ją, jak się snuje pomiędzy stawami, ale wiem, że ludzie żegnają się na jej widok, jak przed straszydłem, albo czarownicą. Co ona tu wyprawiała, jak parcelowali Jeziorzyska! mówię ci, skandale. Gryzła podobno ludzi, wyła, niczem hijena. Jej bracia mieli z nią kłopot. Tak się awanturowała, że musieli jej zostawić cały obszar stawów, zamiast schedy, bo pieniędzy nie chciała dotknąć. Ee! mówię ci, to idjotka!
— Jakto, i wszyscy ją opuścili? — spytałem z żalem.
— Dobry sobie! A któż będzie się zajmował zbłąkaną Ofelją? Chyba takie Hamlety, jak ty!
— Znowu to samo! — pomyślałem sobie i skończyłem rozmowę.
Ale mój Nenufar interesował mnie coraz więcej, śledząc ją nieznacznie, wykryłem, gdzie mieszka. Oto w małej chatynce, ginącej w zaroślach, na wyspie, wśród stawów. Żywność donosił jej stary karbowy z Jeziorzysk, również oburzony na nowe porządki i zamieszkujący w rybackiej chacie swego syna, tuż obok stawów. Żyła więc, jak prawdziwy nenufar. Kwiatem swej postaci pływała wśród wód, zaś przywiązaniem i miłością i uczuciem była jak łodyga nenufaru, zatopiona głęboko w ziemi swej ukochanej.
Któregoś dnia rozmawiałem ze starym Jackiem, byłym karbowym jej braci. Poważny, siwy chłop mówił uroczyście: