Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/17

Ta strona została przepisana.
Archangielsk, 29. Listopada.


Jestem już tu od tygodnia razem z Julka i Olską. Przyjechałyśmy pod etapem. Konwojował nas z Warszawy oficer żandarmerji, Andrzej Bieruzow. Dziwna i straszna podróż wśród żołdackich pik. Tyle dni bezbrzeżnej tęsknoty za ukochanymi, żalu, goryczy.... Od chwili aresztowania naszej paczki, żyję życiem gorączkowem. Wzięli nas wszystkich do ratusza. Badanie, śledztwo, Potem cytadela. Och ten głuchy hurkot kół na dziedzińcu cytadeli, dotąd w uszach mi brzmi. Nie wydaliśmy nikogo ale i nie ujrzeliśmy więcej. Tylko z rodziną krótkie pożegnanie w obecności żandarmów. Gdyby nie Bieruzow, nawet rozmówić byśmy się nie mogli. On ułatwił na dworcu pożegnanie z mamą i Jontkiem. Poczciwy! Teraz Jontek pozostał jedynakiem, on się mamą zajmie.
Biedna mama! Jej oczy bolesne, oczy błogosławiące! Szczęśliwy ten kogo w takiej chwili żegnają matczyne łzawe oczy. Chociaż to większa tęsknota, większy żal, że ktoś został i myśli o nas i kocha.
Co oni dziś robią?... Płaczą zapewne wspominając wieczór przed rokiem. Dwanaście miesięcy a ile zmian! Ja w Archangielsku, Staszek na Syberji, mama i Jontek w żałobie po nas.
Pamiętam ten wieczór andrzejek: wylewanie z wosku, palenie kartek... wróżby.
A jednak dziwne! przecie to tylko zabawa, nikt się tem nie przejmuje, nikt nie wierzy, jednak Staszkowi wylał się z wosku wieniec cierniowy a mnie jakieś mury. W kartkach spaliłam się ja i Andrzej... Co za ironia!
Oficer, który mię eskortował nosi to imię.
Jeszcze wtedy nie byłam wciągniętą do naszej paczki, nie chowałam proklamacji, nie widywano mię na wiecach. Uczyłam się, chcąc zdać maturę. A teraz?... Staszka za jego odezwy i działalność pędzą na Syberję, nawet nie wiem do jakiej miejscowości.