Błękitnawy był, tchnął różowością i mglisty. Ale choć tak nikłym zdawał się ten abstrakcyjny twór, jednak miał w sobie moc raczej odczutą niż widzialną. Nie usunął się z pokorą przed pieniądzem, nie zgiął się przed nim, hołdu mu nie oddał, przeciwnie, nie widział go, lekceważył.
Pieniądz, zdumiony, stanął w swym pochodzie, zmierzył dumnym wzrokiem chuderlawego przybysza, i czekał — aż ten się ocknie z zadumy i przejrzy kogo ma przed sobą. Pieniądz się niecierpliwił, lecz tym razem chciał być wyrozumiałym, by tem silniej zmieszać śmiałka i ukarać go, jakkolwiek nie miał pojęcia, z jakich krain przybywa ta zjawa, i czego tu chce, w państwie samowładnem mamony.
Ale dziwne zjawisko nie zmieniało swej pozycji, siało wyniosłe, dumne, jakby miało podstawy niezłomne, jakiś piedestał z marmuru. Jakby było pewne, że i ono tu króluje.
Pieniądz złowrogo błysnął.
— Kto jesteś? — spytał wielkim głosem.
Zjawisko milczało, pomimo to pieniądz czuł, że ono go przewyższa i że się z niego naigrawa.
— Kto jesteś, coś wszedł w moje wszechwładne państwo? — spytał powtórnie.
Wówczas odezwał się głos przedziwny, słodki i jakby wonny zapachem lilij i tuberoz, miękki i ciepły, jak spokojna toń rzeczna w pogodny ranek majowy. Ale zarazem tchnący siłą tajemniczą, ukrytą potęgą; głos bezsprzecznie jedyny.
I przemówiło zjawisko:
— Dla mnie granice nie istnieją żadne, więc i twego państwa. Chodzę samotnie i tam, gdzie zapragnę. Gdzie mnie niesie natchnienie.
— A jakoże się zwiesz?...
— Ideał.
— Piękne miano! Lecz co ono w sobie zawiera?
— Zawiera istotne szczęście ludzkie, — brzmiała odpowiedź tak jasna i niebotycznie pewna siebie, jak himalajskie szczyty są pewne, że nad górami świata górują.
Pieniądz zdumiał.
— Ty zamykasz w sobie istotne szczęście ludzkie?....
— Tak, ja je noszę w sobie.
Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/184
Ta strona została przepisana.