Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/19

Ta strona została przepisana.

Pada dziś gęsty śnieg, jakby chciał świat zasypać, takie niesłychane lecą płaty, równo, cicho. Ach Boże! jak u nas w Warszawie.
Co się ze mną dzieje?.... Są chwile, że bez namysłu pozbawiłabym się życia. Ogarnia mię już nie melancholja ale rozpacz.
A śnieg wali i wali. Jak tam dźwięczą sanki na ulicach Warszawy? Na ratuszu teraz jedenasta. Niedziela, tłumy się kręcą, idą do kościołów. Mama z Jontkiem są u Kanoniczek.
Wolę nie myśleć o tem! Boże, ile męki! Czy takie serdeczne tęsknoty ludzkie biegną do siebie przez ponurą dal? Czy spotykają się z sobą, łącząc w mistycznym uśmiechu żale i gorycze?...
Gdybyż wiedzieć?...
15 Grudnia.
Nie pisałam dwa tygodnie, bo o czem?... Odnawiać je na papierze to jeszcze więcej boli.
A przytetm... coś ze mną dzieje się, czego pojąć umysłem dotąd nie mogę, boję się zagłębiać w myślach, by nie odgadnąć prawdy.
Ludzie rodzą się na to, aby wiecznie walczyć, wieczną z sobą prowadzić kampanię i zawsze rozwiązanie jest niejasne. Złe i dobre instynkta w duszy borykają się z sobą, spychają wzajemnie, wygrażają sobie pięściami, szczerzą na się zęby, ale stanowczo żadne nie wygrywa. I ta walka trwa wiecznie. Dobrze, jeśli siła ciężkości spoczywa w dobrych instynktach, źle jeśli w złych.
Nie sypiam po nocach, słyszę jak dmie wicher i wstrząsnę się nieraz, okropnie wstrząsnę na myśl, że jestem w Archangielsku. Staje przy mnie mara jakaś, gorsza od wygnania, czasem wołałabym kajdany jak te niepojęte uczucia.
17 Grudnia.
Julka mię drażni swym badawczym wzrokiem, coś przeczuwa, o czem ja sama nie chcę wiedzieć.
Matuchno! przyszlij mi przez tysiące mil swe oczy błogosławiące, może one obronią mię, może odwrócą nieszczęście, gorsze od wiecznej niewoli. Matuchno!
19 Grudnia.
Można jednak wytworzyć sobie cudną chwilę, nawet w moich smutnych warunkach. Lecz chyba tylko tam, gdzie wchodzi muzyka.