Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/32

Ta strona została przepisana.

— Czemuż pan do Warszawy nie wraca? Przecie panu nie kazali ciągle nas pilnować.
— Nie, nie kazali — odrzekł cicho po długiej chwili.
To czego pan tu siedzi?...
On spojrzał na nią spokojnie, bez uśmiechu i rzekł jakby zdziwiony.
— Panna Julja, to widno tylko co narodziła się.
Tyle było prostoty i szczerości w tych jego słowach, że Julka zwykle obraźliwa, tym razem uśmiechnęła się łagodnie.
Mnie jakiś skurcz ścisnął serce.
— Oho! nie wiadomo kto z nas głupszy dzieciak, zażartowała Julka.
— Głupszy to może ja, ale wy napewno większe ditia odemnie — odrzekł Andrzej.
— Dlaczego?....
No bo jakże! Nawet i tego nie rozumicie czego ja tu siedzę; a jaż nie chodzę w masce.
Wstał i zaczął się żegnać. Do mnie zwrócił się ze słowami:
A panna Cecylja to milczy i milczy, nie łaskawa na mnie. Boże mój!
Duże jego oczy zaszły powłoką smutku. Nie chciałam widzieć i... jednak widziałam. Powtórzę za nim: — Boże mój! ale dodam: ratuj mię!
5 Lutego.
Nie sypiam nocami. Mordują mię przeróżne widziadła, okropne, podłe lecz i... takie słodkie. Im są słodsze, tem podlejsze, im rozkoszniejsze, tem śmielsze. Z głowy mej wypływają strugi myśli obłędnych, wprost czasem tyranicznych. I pełzną! do najtajniejszych skrytek serca. Po złodziejsku się do niego skradają, chcąc mu wyźreć tajemnicę i może zbeszcześcić. Bo myśl z uczuciem nie zawsze jest zgodną. Myśl jest już odruchem rozumu. A rozum to wielki pan, głupszy lub mądrzejszy, ale zawsze wyrachowany, sztywny; umiejący zatrzymać się zręcznie na progu, gdy widzi, że poza nim jest nieodpowiedni teren dla jego dostojnych nóg. Umiejący nie wyciągnąć ręki do skaleczonego biedaka, nie dotknąć łachmanów żebraczych, aby nie psuć sobie spokoju i nie powalać rąk. A uczucie, to proste pacholę wieśniacze, o ufnych, jasnych źrenicach i pełnej piersi dobroczynnych tchnień. Ono swo-