Zresztą Olska, to z gruntu dobra dusza, a że prosta i bezuczuciowa, to może właśnie dogmat jej szczęścia.
Oto jest już dobry typ bierności.
22 Lutego.
Przeżywałam dnie zmagań się straszliwych, jakbym błądziła wśród puszczy, gdzie czycha tylko niebezpieczeństwo. Na ziemi gąszcz splątana i dzikie bestje, na drzewach kąśliwe węże truciciele. Żadnego wyjścia z tej otchłani poczochranych wrażeń, z tej masakrowanej niemiłosiernie gehenny uczuć. Puszcza nieszczęścia stoi przedemną otworem. Zieje z niej do mnie parzący war jak z huty piekielnej, słyszę kłapanie wilczych kłów na mnie ostrzących się. Zamykam oczy, zatykam uszy i nic nie pomaga.
Puszcza przeraża mię, zbliża się nieubłagana, by mię pochłonąć. Nie mam sił, by się bronić i już się... nie obronię.
Każdy nerw, każda żyłka krzyczy we mnie protestem, a ten żar zabijający ciągnie przemocą niesłychaną i wchłania mię wolno po atomie zda się, ale stale, ale okrutnie.
Wyłam dziś przez sen, konwulsyjnie płakałam. Zbudziła mię przerażona Julka. Podbiegła do mnie.
— Co ci to Cesia? Dziecko, cicho!
Jeszcze drżąca, prawie bezprzytomna ze wzburzenia, wysunęłam się z łóżka i runęłam do nóg Julki. Za to jedno słowo — dziecko — za ten jeden dźwięk! Całowałam jej ręce, łzami je oblewając. I skarżyłam się jękliwie i błagałam o ratunek. Czułam jak przez mgłę, że się zdradzam, ale potoku skarg wstrzymać nie byłam w stanie. Musiałam jednak coś wypowiedzieć strasznego, bo Julka zamilkła, tylko tuliła mię mocniej i łzy jej ciekły na mą głowę. Tuliła mię jak matka i ja się do niej garnęłam, jak do swej matuchny. Ułożyła mię łagodnie na pościeli, ale już zasnąć nie mogłam.
Mój sen stał mi ciągle krwawą łuną w oczach.
Byłam wśród zesłańców; w kopalniach Nerczyńskich, widziałam Staszka, ale jak? Patrzał na mnie karcącemi oczyma i wskazując mnie innym, mówił z goryczą.
— „Patrzcie! oto wyrodna córka, Polka, patrjotka, a w sercu nosi żmiję i hoduje ją miast zadławić zanim wyrosła. Patrzcie w jej duszę! — jakie się tam potwory lęgną, widzicie jej uczucia spodlone, w bezwstydzie unurzane! Patrzcie to Polka!“
Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/35
Ta strona została przepisana.